Przekręciłam kluczyki w stacyjce przysłuchując się pomrukom silnika. Już miałam ruszyć kiedy do moich drzwi podbiegł McKagan i oparł się o nie łokciami.
- Zapomniałaś o czymś.- Powiedział i wychylił się do środka. Zbliżył głowę do mojej, a ja musnęłam językiem jego wargę. Pocałował mnie mocno, aż poczułam smak whisky, którą popija przy każdej okazji. Zakręciło mi się w głowie, odwzajemniłam pocałunek, a on odsunął się.
- Kocham cię.- Powiedziałam cicho, a on posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Włożyłam okulary przeciwsłoneczne i zmieniłam biegi. Ruszyłam nie dodając nic więcej.
Słońce przyjemnie prażyło, a wiatr owiewał mi twarz i włosy. Całą drogę myślałam tylko o jednym.
Nie o zobaczeniu się z rodziną, tylko o powrocie. Chciałam już mieć cały ten cyrk za sobą. Już na wstępie wiedziałam, że cały wyjazd będę miała w głowie tylko tą jedną myśl. Być w Los Angeles.
Minęłam bilbord z napisem "Medford" i żołądek sam zaczął mi się skręcać. Witamy w weekendowym koszmarze. Prychnęłam na własne myśli i skręciłam w swoją ulicę. Minęłam kilkanaście niczym nie wyróżniających się domów i zaparkowałam przed tym z numerem 58.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i wsiadłam. Stanęłam pod drzwiami i odczekałam kilka chwil zanim nacisnęłam dzwonek.
Otworzyła mi uśmiechnięta kobieta z idealnie podkręconymi włosami, perfekcyjnym makijażem i w nieskazitelnie białej sukience z niebieskim kołnierzykiem. W uszach i na szyi miała białe perełki i świetnie wyglądała na tle białego domu otoczonego kolorowymi kwiatami.
W Medford wszystko było idealne do porzygu.
Uśmiechnęłam się tak samo sztucznie i weszłam do środka. Czułam się jak w jakimś filmie wojennym, w którym muszę zdobyć zaufanie wroga i przebić się na jego terytorium. Właśnie tak zamierzałam to traktować.
Wpaść, odbić dzieciaka i odwrót!
Weszłam do salonu gdzie ojciec pod krawatem oglądał telewizję.
W naszym domu każdy miał swoje miejsce. On na fotelu przed telewizorem, relaksował się po pracy. Mama krzątała się po domu i plotkowała z sąsiadkami, a dzieci były na pokaz.
- Witaj słonko, jak na uczelni? - Spytał ojciec wstając z miejsca. Nie mogłeś spytać o nic innego jak o uczelnię. Norma.
W porządku. Jeszcze tylko cztery lata...- I będę musiała powiedzieć prawdę. Dokończyłam w myślach. Prawie nikt nie wiedział, że nie studiuję. Złożyłam papiery na prestiżową uczelnię tylko po to, by wyjechać do L.A. Oddałam moje miejsce Dougowi, pewnie dlatego wciąż mnie kryje.
Dołączyła do nas mama i oboje zasypali mnie milionem pytań, a ja tylko pilnowałam, by nie pogubić się w kłamstwach. Właśnie opowiadałam im, że piszę pracę semestralną, kiedy do domu wpadł Jason z zapytaniem "czyje hemi stoi na podjeździe". Dobrze, że przyszedł, bo zaczęły mi się kończyć pomysły na własne życie. Kiedy tylko matka go zobaczyła, załamała ręce i zaczęła swoje wywody.
- Boże drogi, dziecko jak ty wyglądasz?!- Jak na moje oko całkiem normalnie. Biały podkoszulek i niebieskie jeansy z powydzieranymi dziurami na kolanach. Przeciętny nastolatek.- Jak jakiś lump! Ale to już idź na górę się przebrać i nie chce cię tu widzieć w takim stroju.- Jas wywrócił tylko oczami i podszedł do mnie. Uśmiechnął się i przytulił mnie tak mocno jak to było możliwe. Muszę przyznać, że dzieciak przypakował od naszego ostatniego spotkania.
- Starczy młody, bo wyrzygam płuca.- Powiedziałam śmiejąc się, ale miny domowników mówiły same za siebie. Pobladłe twarze, wytrzeszczone oczy i usta rozdziawione ze zdziwienia. Z racji tego, że mój występek był niedopuszczalny, puściłam brata, poprawiłam sukienkę i odchrząknęłam cicho.- To znaczy...udusisz mnie.- Rodzice nadal wlepiali we mnie rozzłoszczone spojrzenia, a Jason wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.- Lepiej pójdę do siebie.- Skrzywiłam się i wyszłam z domu. Wzięłam z auta torbę z rzeczami i zdjęcie Duffa. Wróciłam do domu i szybko ulotniłam się na górę. Nikt nawet nie starał się mnie zatrzymywać, w końcu "popełniłam przestępstwo". Po wejściu do pokoju zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku przyglądając się zdjęciu. Uśmiechnęłam się do niego odliczając ile jeszcze zostało do powrotu i czy da się zrobić coś żeby skrócić tą mękę.
Z zamyślenia wyrwało mnie drapanie do drzwi, co było raczej dziwne, bo zwykle się puka.
- Proszę?- Krzyknęłam zdziwiona. Do pokoju wpadło jakieś kudłate zwierze, a zanim mój rozpromieniony braciszek.
Sierściuch skoczył na łóżko i zaczął mnie ślinić i oblizywać.
- Hej, rozumiem, że chcesz się pochwalić jak świetnie operujesz językiem, ale nie uważasz, że za słabo się znamy? - Odepchnęłam od siebie zwierza śmiejąc się nie wiadomo z czego, a Jason usiadł obok mnie.
- Co tu masz?- Spytał chcąc zabrać mi kawałek papieru. Zabrałam rękę do góry i złożyłam zdjęcie na pół, po czym schowałam w dłoni.
- Nic takiego.- Skrzywiłam się delikatnie i włączyłam telewizję na VH1, ostatniej stacji nie nadającej Madonny. Właśnie kończyło się Foxy Lady Hendrixa. I bardzo dobrze, nie przepadałam za tą piosenką. Następna leciała Ace if Spades Motorhead, do której po prostu musiałam zanucić.
- Zamierzasz gnić tu do powrotu?- Spytał Jas grzebiąc w mojej torbie.
- Raczej tak.
- Tak nie może być, idziesz ze mną na festyn, będzie Lizie i Roger.
- Kumplujesz się z nimi?
- Nie, po prostu zostawię cię tam i zajmę się sobą.- Zaśmiał się i wyjął z torby obcisłe jeansy.- Przebierz się, bo wyglądasz jak landrynka.- Uśmiechnęłam się do niego i wyjęłam jeszcze koszulkę z logo Gunsów, a żeby było zabawniej, zwinęłam ją Duffowi.
Poszłam przebrać się do łazienki, a kiedy wróciłam Jason rzucał do psa moim trampkiem.
- Pogięło cię?- Zabrałam mu buty i nałożyłam na nogi.- Ja pierdole, całe zaślinione.- Spojrzałam na niego marszcząc brwi.- Przewróciłam go na łóżko. Zaczęłam łaskotać go gdzie popadło, a on śmiał się w niebo głosy. "Jezus maria, co wy wyrabiacie?!" Wrzasnęła matka gdzieś zza drzwi, ale ją zignorowaliśmy.
Po kilku ostrzeżeniach wpadła do pokoju i zaczęła nas rozdzielać.
- Jak ty się zachowujesz? Jesteś już dorosła.- Wywróciłam oczami i zeszłam z brzucha młodego.
- Prosił się.
- Dorośnij!- Warknęła marszcząc brwi. Zrobiłam skruszoną minę i spuściłam głowę.- Za chwilę widzę was na dole, siadamy do kolacji.- Oboje jej przytaknęliśmy. Czułam się jakbym miała jebane 6 lat.
Kiedy tylko zeszliśmy na dół i chcieliśmy usiąść przy stole znów się zaczęło.
- Jason chyba kazałam ci się przebrać! Z resztą Vivien nie wygląda lepiej.
- Mamo, daj spokój. Jesteśmy w domu, a te rzeczy są wygodne.- Powiedziałam błagalnym tonem.
- Spróbujcie jutro tak się pokazać!- Usiedliśmy, do stołu.
Przez całą kolacje nikt się nie odezwał, równie dobrze mogliśmy jeść osobno. Wmusiłam w siebie paskudny stek i przesolone ziemniaki, żeby nikt się już do mnie nie przyczepił. Niestety Jas poległ. Nie dziwię mu się, on musiał to jeść na co dzień. Ale ciekawi mnie co jest nie tak z podniebieniem ojca, zawsze zjadał wszystko.[...] Kurwa mać o czym ja w ogóle myślę. Muszę się stąd wydostać! Zaraz po kolacji poszłam do siebie i pogasiłam światła. Przez prawie godzinę siedziałam po ciemku, żeby każdy myślał, że śpię. W końcu w domu wszystko ucichło. Przekręciłam zamek w drzwiach i wyszłam na balkon podobijać się do okna Jasona. Zszedł razem ze mną po żywopłocie i pobiegliśmy do auta.
W czasie drogi mój braciszek grzebał gdzie popadło, usprawiedliwiając to zwyczajną ciekawością. Mi zaczęło być wszystko jedno, bo wiedziałam, że gdy na chwilę stracę czujność on i tak sprawdzi każde miejsce.
- Skąd masz tyle tych kaset?
- Kolega pracuje w Geffen Records.
- Jako kto?
- Jak będziemy w Los Angeles, to sam ci powie.- Przejrzał wszystkie taśmy, co chwilę wymieniając je w radiu, aż w końcu dobrał się do schowka.
- O kurwa.- Powiedział cicho i wyjął garść kolorowych gumek.- Po co ci tyle?
- To wóz tego kolegi. Jak chcesz to weź.
- Dzięki mam swoje.- Spojrzałam na niego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Duff będzie z ciebie dumny.
- Jaki Duff?
- Niedługo go poznasz.- Wzruszył ramionami i wrócił do swojego zajęcia. Po nie całych 10 minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałam na uboczu i poszliśmy do stoiska z piwem. Kupiłam dwa kubki i dałam jeden Jasonowi.
- Gdzie będziesz?
- Jeszcze nie wiem, czekam na kogoś.
- Dziewczynę?
- Może.- Zaśmiałam się i wyjęłam kluczyki z tylnej kieszeni wciskając mu je do rąk.
- Baw się dobrze, ja będę rano w domu. Nie rozwal mi auta i na boga nie zapomnij o zabezpieczeniu.- Puściłam mu oczko i napiłam się piwa. On trochę się speszył i chciał oddać mi klucze.- Spoko, poznałam już dość ludzi żeby wiedzieć, jak spędzisz ten wieczór.- Chłopak uśmiechnął się szeroko i zniknął mi z oczu. Wzięłam jeszcze kilka łyków i zaczęłam szukać diabelskiego młynu czy czegoś takiego.
Moi przyjaciele zawsze lubili takie rzeczy i przy tym znalazłabym ich najszybciej.
Okazało się, że znam ich na tyle dobrze żeby się nie pomylić. Buszowali między budkami z biletami. Zaszłam ich od tyłu i objęłam w pasie wcinając się tym samym między nich. Oboje odskoczyli przestraszeni, ale po kilku sekundach na ich twarzach pojawiły się promienne uśmiechy.
- Ja pierdole Viv!- Krzyknął Roger i przytulił mnie mocno. Liz nie czekała aż mnie puści i objęła naszą dwójkę.
- Czemu nie zadzwoniłaś, że już jesteś? - Spytała Lizie.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę.
- Misja zakończona powodzeniem.- Wymruczał chłopak.
- Nie stójmy jak jakieś cioty! Chodźmy do jakiegoś baru.- Moje przywitanie zawsze brzmiało podobnie. Wiedząc jak to się skończy przyjaciele poprowadzili przodem do najbliższego lokalu.
Rozmawialiśmy dobre kilka godzin. O pracy, mieście i o nich. O sobie starałam się mówić jak najmniej, nadal utrzymując, że nikt nie uwierzmy mi w to co teraz robię, a raczej z kim.
W końcu padło jedno z najbardziej krępujących pytań tego wieczora. "Masz kogoś?"
Dziękujemy pannie Lizie.
Szybko odpowiedziałam.- Nie.
- Nie kłam! Doug wszystko nam wyśpiewał.- Po raz kolejny byłam mu wdzięczna. Odwalił czarną robotę. Mi nie musieli wierzyć, jemu tak. W końcu po co miałby kłamać po tym jak go potraktowałam?
- Jaki on jest?- Spytała podniecona Liz.
- Umie się bawić, rozmawiać o wszystkim, być przyjacielem, i jak nikt zabija romantyzm. Potrafi wszystko zjebać w sekundę, ale rekompensuje mi to w łóżku.- Roger zakrztusił się na ostatnim, a potem zaśmiał się głośno.
- Gdyby każdy facet maczał w tylu dziewczynach też byłby dobry.- Skrzywiłam się, a Lizie dźgnęła go łokciem w bok. Dobrze wiedziałam jaki był, samej zdarzyło mi się go przyłapać, ale on nie musiał mi tego uświadamiać.
- Na pewno nie miał aż tylu co mówią.- Powiedziała blondynka uśmiechając się pocieszająco, ale to tylko pogarszało sprawę. Z drugiej strony to co było wcześniej się nie liczy. Teraz jest zupełnie inaczej.
- Wiecie co, miał nawet więcej lasek niż wszyscy myślą. Pieprzył się z nimi gdzie popadło, ale mi to nie przeszkadza. Kocham go.
- Co ty w nim właściwie widzisz? To zwykły pijak i ćpun jak cała reszta tej zgrai.
- Jest mi dobrze, z nim czuje, że żyje.
- To adrenalina. W końcu ci się znudzi i go zostawisz, albo lepiej. On zostawi ciebie i to już niedługo. Mogę się założyć, że rozstaniecie się w przeciągu kilku tygodni.- Spojrzałam po nich, chłopak był strasznie rozbawiony, a dziewczyna lekko przygnębiona.
- Ty też tak myślisz Lizie?- Nic nie odpowiedziała. Spojrzała tylko smutno, a ja nie wytrzymałam. Wstałam i wyszłam.
Przepychając się przez tłumy na zewnątrz myślałam o tym czy mają rację.
Tak długo nie dopuszczałam do siebie takich myśli. Zawiodłam się na tych palantach.
Postanowiłam wrócić jak najszybciej do domu i wyspać się porządnie.
Jak się później okazało nie był to najlepszy pomysł.
Całą noc biłam się z myślami. Może ten skurwiel faktycznie miał kogoś na boku.
Kiedy się "przyjaźniliśmy" codziennie miał inną, a czasem nawet kilka pod rząd.
Zaczęłam myśleć o całej przyszłości jak o końcu i już nie potrafiłam stworzyć dobrego scenariusza.
Obudziło mnie szczekanie psa pod moją sypialnią. Wstałam z łóżka i otworzyłam mu drzwi. Czułam się koszmarnie, bolała mnie głowa i się nie wyspałam.
To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Pierwsze miejsce miała ta, po której byłam pewna, że już nigdy nie spotkam McKagana.
Zeszłam na dół i poszłam do kuchni się czegoś napić.
Przy stole siedziała mama, czytała gazetę i popijała kawę.
- Hej słonko. Wieczorem dzwonił jakiś pan i chciał z tobą rozmawiać, ale nie mogłam cię dobudzić.
- Mówił w jakiej sprawie?
- Nie, tylko, że to bardzo pilne i zostawił numer. - Podsunęła mi karteczkę, a ja od razu poleciałam z nią do telefonu. Poznałam numer przy wykręcaniu i zaczęłam denerwować się przy każdym sygnale. Odebrał Duff zaspanym głosem, a ja zamarłam na parę sekund.
- Dzwonił pan wczoraj wieczorem. Stało się coś?
- Nudziło mi się. Chciałem zapytać jak długo jeszcze.
- Nie wiem. To dopiero dwa dni. Skąd masz ten numer?
- Z książki telefonicznej. Domyślam się, że nie możesz rozmawiać, ale kochanie tęsknię za tobą.- Wszystko mi się rozjaśniło. Moi przyjaciele są po prostu debilami, a on na prawdę mnie kocha. Spojrzałam na mamę i zrobiłam skruszoną minkę.
- Rozumiem, postaram się zdążyć.- Powiedziałam po czym się rozłączyłam. Usiadłam przy stole i zaczęłam bawić się palcami wymyślając nową historyjkę.
- To był gość z uczelni. Miły chłopak, przypomniał mi o oddaniu pracy semestralnej. Zupełnie o tym zapomniałam, a zostało mi kilka stron. Chyba wrócę z Jasonem dziś wieczorem i zabiorę się za to.
- Dobrze, to zjedz śniadanie, a ja go obudzę żeby się spakował.- Mama poszła do góry, a ja zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Zjadłam na spokojnie i przeniosłam się do salonu. W tym czasie młody zszedł na dół i zaszył się w kuchni.
Właśnie oglądałam hiszpańską telenowele, w której Carlos zdradził Esmeraldę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się podnosić z kanapy więc krzyknęłam do mamy, żeby otworzyła. Nic nie odpowiedziała, nie zeszła, a do drzwi nadal się ktoś dobijał.
Wstałam zdenerwowana i szarpnęłam drzwi do siebie krzycząc "czego?!". Zmierzyłam wzrokiem przestraszoną blondynkę i zatrzasnęłam jej drzwi przed twarzą.
Nie chciało mi się z nią gadać, ale Liz strasznie dobijała się do drzwi.
- Spierdalaj...- Warknęłam otwierając, a ona zrobiła skruszoną minę.
- Przepraszam za Rogera. Przesadził.- Prychnęłam i znów chciałam zatrzasnąć drzwi, ale zablokowała je nogą.
- Coś jeszcze?- Spytałam.
- Kiedy wracasz?
- Kiedy mi się zachce.
- Vivien, on nie to miał na myśli. Wiesz, że zawsze traktował cię jak siostrę. Martwi się, że Duff złamie ci serce.
- To wy mi je łamiecie.
- Dobra masz rację, przyjdź dzisiaj do mnie wieczorem. Roger na pewno też chce cię przeprosić.
- Dziś jadę do L.A. McKagan dzwonił, mówi, że tęskni i chce żebym wracała.
- Zostań jeszcze jeden dzień. Proszę.
- Spotkamy się za dwa tygodnie. Cześć.- Zamknęłam drzwi i poszłam na górę. Jason już się pakował, więc ja też poszłam do siebie powrzucać rzeczy do torby. Kiedy przebierałam się w czyste ubrania, w drzwiach stanęła mama dokładnie mi się przyglądając.
- Przepraszam, że tak szybko muszę jechać. Wiesz jak jest.
- W porządku, żebyś tylko zdążyła. Może Jason powinien zostać, żeby nie zawracał ci głowy?
- Nie będzie mi przeszkadzał. Jest już prawie dorosły, poradzi sobie bez opieki.
- No dobrze tylko teraz dzwońcie częściej.
- Obiecuję, jak tylko znajdę czas.- Wzięłam spakowaną torbę w ręce i minęłam się z nią w progu. Jas czekał już w samochodzie. Zatrzymałam się jeszcze w drzwiach frontowych i przytuliłam matkę idącą nas pożegnać.
- Przeproś od nas tatę i powiedz, że nie chcieliśmy jechać po nocy.
- Oczywiście.- Ucałowałam ją w policzek i poszłam do auta. Wrzuciłam rzeczy na tylne siedzenia obok szalejącego psa i zajęłam miejsce kierowcy.
Ruszyliśmy nic nie mówiąc. Przez pierwsze kilkanaście minut słuchaliśmy tylko radia.
- Dobrze się wczoraj bawiłeś?
- Zajebiście, a ty? - Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim o tym co się wczoraj stało i najlepiej było po prostu zapomnieć.
Przez całą drogę prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Czasami padały komentarze co do otoczenia, albo zachowania psa.
Oczywiście co jakiś czas musieliśmy zatrzymywać się w przydrożnych barach, bo człowiek odkurzacz był wiecznie nienażarty.
Przed wjazdem do L.A. zatrzymałam samochód, na zakręcie z widokiem na Hollywood.
- Co robisz?
- Muszę powiedzieć ci coś zanim dorwiesz się do telefonu. Po pierwsze wcale tu nie studiuję. Mam świetną pracę, w studiu tatuażu. Jestem w tym całkiem niezła, ale nie możesz nikomu powiedzieć, jasne?
- Co?!
- Po prostu to co się dzieje w Los Angeles, zostaje w Los Angeles. Bez względu na to co nawywijasz nic nie powiem starym i liczę na to samo z twojej strony.
- Jest aż tak źle? Brzmi trochę jakbyś była przestępcą.
- Bo mam nieprzewidywalne towarzystwo, ale rozumiesz, że masz trzymać język za zębami?
- Jeśli pies cię nie wyda, to nikt się nie dowie.- Powiedział żartobliwym tonem, a ja zaśmiałam się ruszając.
- Nie rozumiem jak mogłaś rzucić studia.
- Normalnie, gdyby nie to, nigdy nie zaczęłaby się największa przygoda mojego życia.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie chcesz zostać jakąś gwiazdą.
- Wiem co robię i nie, nie chce.- Zaśmiałam się jeszcze głośniej. Podjechaliśmy na moją ulicę. Zaparkowałam na krawężniku i wypakowałam rzeczy na zewnątrz po czym kazałam zabrać wszystko Jasonowi na górę. Weszliśmy do mieszkania, od razu pokazałam mu co i jak. W pokoju, w którym mieszkał Doug, nadal było wolne łóżko, więc młody spokojnie mógł zająć jego miejsce.
- Jakby co, żarcie masz w lodówce. Wyprowadź Bensona zanim pójdziesz spać. Dobranoc.- Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i chwyciłam za telefon. Chciałam zadzwonić do Duffa, ale zrezygnowałam. Byłam zmęczona i na pewno oboje wytrzymamy jeszcze jedną noc. Przemknęłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wróciłam owinięta ręcznikiem, który zrzuciłam zaraz po zamknięciu drzwi i od razu poszłam spać.
Tu nie miałam żadnych problemów ze snem, w końcu czułam, że jestem tam gdzie powinnam.
Obudziłam się grubo po 12. Nie mogłam zadzwonić, bo pewnie był już w studiu na nagraniach, a moje odwiedziny tam mogły by się różnie skończyć.
Wrzuciłam na siebie starą koszulę, jakieś majtki i wyszłam z pokoju.
Młody siedział przed telewizorem i zajadał się nachosami.
- Cześć mały.- Powiedziałam i usiadłam obok niego. Wyciągnął do mnie rękę z torebką chipsów i uśmiechnął się z pełnymi ustami. Wzięłam kilka i zjadłam na raz.
- Spojrzałam na to co oglądał. Jakieś kreskówki, które lubiliśmy oglądać jak byliśmy mali. Już nawet zapomniałam o co tam chodziło.
- Pójdziesz, ze mną dzisiaj na plażę?
- Co prawda miałam inne plany, ale jasne.
Zanim wyszliśmy, zjedliśmy jakieś kanapki, ja przebrałam się przynajmniej trzy razy, a Jas zastanawiał się czy brać psa. Doszliśmy do wniosku, że nie zostawimy go na cały dzień samego. Nagrałam McKaganowi wiadomość na automatycznej sekretarce, że jestem już w mieście.
Na plażę pojechaliśmy jego wozem, bo wbrew pozorom, morze było całkiem daleko.
Na miejscu rozłożyliśmy się obok jakiś ślicznotek z liceum, młody chciał nacieszyć oczy półnagimi ciałami. Kogo to dziwi? Zdjęłam sukienkę i spojrzałam na swoje ręce. Znacznie różniłam się od tych wszystkich ludzi i Jason też zwrócił na to uwagę.
- Mieszkasz tu już tak długo, a twoja skóra wygląda jakby nigdy nie widziała słońca.
- Nie miałam na to czasu.- Jas wzdrygnął się i spojrzał na dziewczyny.
- Ja przychodziłbym tu codziennie ze względu na widoki.- Zaśmiałam się i spojrzałam na opalonego ratownika.
- Mam lepsze w domu.- Chłopak wzruszył ramionami i poszedł bawić się z psem, a ja położyłam się na ręczniku wkładając okulary przeciw słoneczne.
Zanim się obejrzałam pochłonęła mnie kilku godzinna drzemka. Obudził mnie dopiero Benson otrzepujący się z wody obok mnie. Zerwałam się od razu kiedy ochlapał mnie zimną wodą po rozgrzanej skórze.
Odrobinkę na niego nakrzyczałam, a potem zaczęłam rozglądać się za bratem. Właśnie bajerował jakąś laskę pod palmą, a ja nie miałam serca mu przerywać.
Przytuliłam psa do siebie i zaczęłam bawić się z nim jakimś patykiem.
Po chwili wyszarpywania go sobie biegaliśmy razem po brzegu. Ja rzucałam kijkiem jak najdalej mogłam, a on w oka mgnieniu mi go przynosił.
Zawsze chciałam mieć psa, ale nie spodziewałam się, że zabawa z nim może być taka fajna. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Wydawało mi się, że dopiero co przyszliśmy, tymczasem słońce już zachodziło.
Zaczęłam szukać brata. Pił z tą samą laską drinki rozcieńczone sokiem, w plażowym barze. Podeszłam bliżej i poczochrałam mu włosy.
- Robi się ciemno, spadamy.
- Nie możemy posiedzieć jeszcze chwilę?
- Która jest godzina?
- W pół do 7.- Odpowiedziała dziewczyna, z którą Jason spędził cały dzień.
- Nagrania skończyły się godzinę temu.- Wymruczałam do siebie.- Wiesz, jak chcesz to możesz zostać, albo zaprosić ją do nas. Tak w ogóle, jestem Vivien.
- Sophie.- Uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko. Młody spojrzał na nią prosząco.- Nie powinnam, ale chętnie spotkam się z tobą jutro. Może Blu Jam Cafe?
- Właściwie, dopiero co przyjechałem i nie orientuje się gdzie co jest.
- To dwie ulice od Geffen Records. Podrzucę cię rano.- Uśmiechnęłam się do nich ciepło i pogładziłam psa po grzbiecie.
- To świetnie, czekam o 11.- Puściła mu powietrznego całusa i ruszyła w swoją stronę.
Wróciliśmy do domu, przez całą drogę nadawał mi o tej lasce. Gdyby tylko wiedział, że może tu spotkać podobną na każdym rogu. Postanowiłam nie psuć mu zabawy, niech sam to odkryje.
Wpadłam do mieszkania i od razu sprawdziłam wiadomości głosowe. Coś, z pracy od mamy i Liz. Usunęłam wszystkie.
- Jesteś głodny?
- Trochę.
- Na barze masz ulotki, zamów pizze czy coś.- Powiedziałam i poszłam się przebrać. Włożyłam białą bokserkę i czarne figi. Wyszłam z pokoju i usiadłam na kanapie.
- Może wyprowadzimy jeszcze raz Bensona?
- Później. Wyszalał się dzisiaj.- Jas rzucił się na miejsce obok mnie, a ja go przytuliłam. Sierściuch położył się pod kanapą, włączyłam TV na jakiejś komedii.
Leżeliśmy tak z dobre czterdzieści minut odmierzając czas dostawcy, w końcu rozniósł się echem dzwonek do drzwi.
- Ha! Spóźnił się! Mamy darmową pizze.- Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam otworzyć. Pociągnęłam drzwi do siebie i uniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć twarz naszego gościa. Wielki facet w czarnej skórze, złapał mnie mocno w pasie i pocałował. Objęłam go za szyję, a on podniósł mnie do góry. Oplotłam go nogami w pasie, a on wniósł mnie do środka i zamknął drzwi. Zapomniałam o bożym świecie.
Złapał mnie za udo i podjechał wyżej do tyłka. Zacisnął palce na moich pośladkach, a ja rozwarłam językiem jego wargi i i zaczęłam pieścić podniebienie. Położył mnie na stole w kuchni i zaczął całować po szyi zjeżdżając w dół, od piersi po pas. "Yghym!" Usłyszałam głośne odchrząknięcie i stłumiony śmiech. Duff podniósł głowę, a ja otworzyłam oczy patrząc w stronę dochodzącego dźwięku. Młody siedział odwrotnie opierając się łokciami o oparcie kanapy. Przyglądał się nam z łobuzerskim uśmiechem i chyba chciał coś powiedzieć, ale sobie podarował i zamknął usta.
- Jestem Jason.- Duff wziął głęboki wdech i przyjrzał się małemu, ja podniosłam się ze stołu i założyłam kosmyki rozwalonych włosów za uszy.
- A to właśnie jest ten kolega z Geffen, o którym mówiłam ci wcześniej.- Blondyn podszedł bliżej i podał mu rękę.
- Duff McKagan.
- Wiem kim jesteś. Viv ma plakat Gunsów nad łóżkiem.- Posłałam mu piorunujące spojrzenie, a Duff zaśmiał się głośno patrząc na mnie.
- Ma jeszcze jakieś ciekawe rzeczy?- Spytał ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Jason, wyprowadź psa na spacer.- Powiedziałam groźnym tonem. Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi, i dopiero kiedy te się zatrzasnęły odetchnęłam z ulgą.
McKagan zaszedł mnie od tyłu i pocałował w szyję. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Zaczęliśmy kiwać się na boki. Na moje policzki wkradł się delikatny uśmiech. Odwróciłam się, objęłam go za szyję i złożyłam kilka pocałunków na jego ciepłych ustach. Objął mnie mocno w tali i podniósł. Oplotłam go nogami w pasie i schowałam twarz w jego włosach jak małe dziecko. Zaciągnęłam się jego zapachem. Zmienił się. Nie czułam whisky, ani papierosów. Jakby nigdy tego nie dotykał. Zaniósł mnie do sypialni,a ja zatrzasnęłam drzwi nogą, zaraz po przekroczeniu progu. Położył mnie delikatnie na łóżku i uklęknął między moimi nogami. Spojrzałam na niego niepewnie, miał jakieś takie dziwne oczy. Lekko zaczerwienione i strasznie duże. Na bank ćpał, ale nie chciałam robić teraz afery. W końcu zorientował się, że staram się wyszukać czegoś podejrzanego w jego twarzy i zmarszczył brwi.
- Coś nie tak?- Pokręciłam przecząco głową i przyciągnęłam go do siebie. [...]
--------------------------------------------------------------------------------
Trochę nie dokończone, ale mam nadzieję, że to przeżyjecie ;p
Miałam już super pomysł na to co może się stać, ale w ogóle nie podoba mi się sposób w jaki to opisuję, mogłabym potrzymać to jeszcze jakiś czas, ale i tak zbyt długo nic nie dodawałam.
Właśnie, za to, też chciałam przeprosić. Musiałam dopieścić trochę przyjaciół (przez co rozumiem spędzanie u nich w domu całych dni, a czasem nawet nocy i pustoszenie ich lodówek XD)
Wzięłam kilka głębokich wdechów i wsiadłam. Stanęłam pod drzwiami i odczekałam kilka chwil zanim nacisnęłam dzwonek.
Otworzyła mi uśmiechnięta kobieta z idealnie podkręconymi włosami, perfekcyjnym makijażem i w nieskazitelnie białej sukience z niebieskim kołnierzykiem. W uszach i na szyi miała białe perełki i świetnie wyglądała na tle białego domu otoczonego kolorowymi kwiatami.
W Medford wszystko było idealne do porzygu.
Uśmiechnęłam się tak samo sztucznie i weszłam do środka. Czułam się jak w jakimś filmie wojennym, w którym muszę zdobyć zaufanie wroga i przebić się na jego terytorium. Właśnie tak zamierzałam to traktować.
Wpaść, odbić dzieciaka i odwrót!
Weszłam do salonu gdzie ojciec pod krawatem oglądał telewizję.
W naszym domu każdy miał swoje miejsce. On na fotelu przed telewizorem, relaksował się po pracy. Mama krzątała się po domu i plotkowała z sąsiadkami, a dzieci były na pokaz.
- Witaj słonko, jak na uczelni? - Spytał ojciec wstając z miejsca. Nie mogłeś spytać o nic innego jak o uczelnię. Norma.
W porządku. Jeszcze tylko cztery lata...- I będę musiała powiedzieć prawdę. Dokończyłam w myślach. Prawie nikt nie wiedział, że nie studiuję. Złożyłam papiery na prestiżową uczelnię tylko po to, by wyjechać do L.A. Oddałam moje miejsce Dougowi, pewnie dlatego wciąż mnie kryje.
Dołączyła do nas mama i oboje zasypali mnie milionem pytań, a ja tylko pilnowałam, by nie pogubić się w kłamstwach. Właśnie opowiadałam im, że piszę pracę semestralną, kiedy do domu wpadł Jason z zapytaniem "czyje hemi stoi na podjeździe". Dobrze, że przyszedł, bo zaczęły mi się kończyć pomysły na własne życie. Kiedy tylko matka go zobaczyła, załamała ręce i zaczęła swoje wywody.
- Boże drogi, dziecko jak ty wyglądasz?!- Jak na moje oko całkiem normalnie. Biały podkoszulek i niebieskie jeansy z powydzieranymi dziurami na kolanach. Przeciętny nastolatek.- Jak jakiś lump! Ale to już idź na górę się przebrać i nie chce cię tu widzieć w takim stroju.- Jas wywrócił tylko oczami i podszedł do mnie. Uśmiechnął się i przytulił mnie tak mocno jak to było możliwe. Muszę przyznać, że dzieciak przypakował od naszego ostatniego spotkania.
- Starczy młody, bo wyrzygam płuca.- Powiedziałam śmiejąc się, ale miny domowników mówiły same za siebie. Pobladłe twarze, wytrzeszczone oczy i usta rozdziawione ze zdziwienia. Z racji tego, że mój występek był niedopuszczalny, puściłam brata, poprawiłam sukienkę i odchrząknęłam cicho.- To znaczy...udusisz mnie.- Rodzice nadal wlepiali we mnie rozzłoszczone spojrzenia, a Jason wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.- Lepiej pójdę do siebie.- Skrzywiłam się i wyszłam z domu. Wzięłam z auta torbę z rzeczami i zdjęcie Duffa. Wróciłam do domu i szybko ulotniłam się na górę. Nikt nawet nie starał się mnie zatrzymywać, w końcu "popełniłam przestępstwo". Po wejściu do pokoju zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku przyglądając się zdjęciu. Uśmiechnęłam się do niego odliczając ile jeszcze zostało do powrotu i czy da się zrobić coś żeby skrócić tą mękę.
Z zamyślenia wyrwało mnie drapanie do drzwi, co było raczej dziwne, bo zwykle się puka.
- Proszę?- Krzyknęłam zdziwiona. Do pokoju wpadło jakieś kudłate zwierze, a zanim mój rozpromieniony braciszek.
Sierściuch skoczył na łóżko i zaczął mnie ślinić i oblizywać.
- Hej, rozumiem, że chcesz się pochwalić jak świetnie operujesz językiem, ale nie uważasz, że za słabo się znamy? - Odepchnęłam od siebie zwierza śmiejąc się nie wiadomo z czego, a Jason usiadł obok mnie.
- Co tu masz?- Spytał chcąc zabrać mi kawałek papieru. Zabrałam rękę do góry i złożyłam zdjęcie na pół, po czym schowałam w dłoni.
- Nic takiego.- Skrzywiłam się delikatnie i włączyłam telewizję na VH1, ostatniej stacji nie nadającej Madonny. Właśnie kończyło się Foxy Lady Hendrixa. I bardzo dobrze, nie przepadałam za tą piosenką. Następna leciała Ace if Spades Motorhead, do której po prostu musiałam zanucić.
- Zamierzasz gnić tu do powrotu?- Spytał Jas grzebiąc w mojej torbie.
- Raczej tak.
- Tak nie może być, idziesz ze mną na festyn, będzie Lizie i Roger.
- Kumplujesz się z nimi?
- Nie, po prostu zostawię cię tam i zajmę się sobą.- Zaśmiał się i wyjął z torby obcisłe jeansy.- Przebierz się, bo wyglądasz jak landrynka.- Uśmiechnęłam się do niego i wyjęłam jeszcze koszulkę z logo Gunsów, a żeby było zabawniej, zwinęłam ją Duffowi.
Poszłam przebrać się do łazienki, a kiedy wróciłam Jason rzucał do psa moim trampkiem.
- Pogięło cię?- Zabrałam mu buty i nałożyłam na nogi.- Ja pierdole, całe zaślinione.- Spojrzałam na niego marszcząc brwi.- Przewróciłam go na łóżko. Zaczęłam łaskotać go gdzie popadło, a on śmiał się w niebo głosy. "Jezus maria, co wy wyrabiacie?!" Wrzasnęła matka gdzieś zza drzwi, ale ją zignorowaliśmy.
Po kilku ostrzeżeniach wpadła do pokoju i zaczęła nas rozdzielać.
- Jak ty się zachowujesz? Jesteś już dorosła.- Wywróciłam oczami i zeszłam z brzucha młodego.
- Prosił się.
- Dorośnij!- Warknęła marszcząc brwi. Zrobiłam skruszoną minę i spuściłam głowę.- Za chwilę widzę was na dole, siadamy do kolacji.- Oboje jej przytaknęliśmy. Czułam się jakbym miała jebane 6 lat.
Kiedy tylko zeszliśmy na dół i chcieliśmy usiąść przy stole znów się zaczęło.
- Jason chyba kazałam ci się przebrać! Z resztą Vivien nie wygląda lepiej.
- Mamo, daj spokój. Jesteśmy w domu, a te rzeczy są wygodne.- Powiedziałam błagalnym tonem.
- Spróbujcie jutro tak się pokazać!- Usiedliśmy, do stołu.
Przez całą kolacje nikt się nie odezwał, równie dobrze mogliśmy jeść osobno. Wmusiłam w siebie paskudny stek i przesolone ziemniaki, żeby nikt się już do mnie nie przyczepił. Niestety Jas poległ. Nie dziwię mu się, on musiał to jeść na co dzień. Ale ciekawi mnie co jest nie tak z podniebieniem ojca, zawsze zjadał wszystko.[...] Kurwa mać o czym ja w ogóle myślę. Muszę się stąd wydostać! Zaraz po kolacji poszłam do siebie i pogasiłam światła. Przez prawie godzinę siedziałam po ciemku, żeby każdy myślał, że śpię. W końcu w domu wszystko ucichło. Przekręciłam zamek w drzwiach i wyszłam na balkon podobijać się do okna Jasona. Zszedł razem ze mną po żywopłocie i pobiegliśmy do auta.
W czasie drogi mój braciszek grzebał gdzie popadło, usprawiedliwiając to zwyczajną ciekawością. Mi zaczęło być wszystko jedno, bo wiedziałam, że gdy na chwilę stracę czujność on i tak sprawdzi każde miejsce.
- Skąd masz tyle tych kaset?
- Kolega pracuje w Geffen Records.
- Jako kto?
- Jak będziemy w Los Angeles, to sam ci powie.- Przejrzał wszystkie taśmy, co chwilę wymieniając je w radiu, aż w końcu dobrał się do schowka.
- O kurwa.- Powiedział cicho i wyjął garść kolorowych gumek.- Po co ci tyle?
- To wóz tego kolegi. Jak chcesz to weź.
- Dzięki mam swoje.- Spojrzałam na niego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Duff będzie z ciebie dumny.
- Jaki Duff?
- Niedługo go poznasz.- Wzruszył ramionami i wrócił do swojego zajęcia. Po nie całych 10 minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałam na uboczu i poszliśmy do stoiska z piwem. Kupiłam dwa kubki i dałam jeden Jasonowi.
- Gdzie będziesz?
- Jeszcze nie wiem, czekam na kogoś.
- Dziewczynę?
- Może.- Zaśmiałam się i wyjęłam kluczyki z tylnej kieszeni wciskając mu je do rąk.
- Baw się dobrze, ja będę rano w domu. Nie rozwal mi auta i na boga nie zapomnij o zabezpieczeniu.- Puściłam mu oczko i napiłam się piwa. On trochę się speszył i chciał oddać mi klucze.- Spoko, poznałam już dość ludzi żeby wiedzieć, jak spędzisz ten wieczór.- Chłopak uśmiechnął się szeroko i zniknął mi z oczu. Wzięłam jeszcze kilka łyków i zaczęłam szukać diabelskiego młynu czy czegoś takiego.
Moi przyjaciele zawsze lubili takie rzeczy i przy tym znalazłabym ich najszybciej.
Okazało się, że znam ich na tyle dobrze żeby się nie pomylić. Buszowali między budkami z biletami. Zaszłam ich od tyłu i objęłam w pasie wcinając się tym samym między nich. Oboje odskoczyli przestraszeni, ale po kilku sekundach na ich twarzach pojawiły się promienne uśmiechy.
- Ja pierdole Viv!- Krzyknął Roger i przytulił mnie mocno. Liz nie czekała aż mnie puści i objęła naszą dwójkę.
- Czemu nie zadzwoniłaś, że już jesteś? - Spytała Lizie.
- Chciałam wam zrobić niespodziankę.
- Misja zakończona powodzeniem.- Wymruczał chłopak.
- Nie stójmy jak jakieś cioty! Chodźmy do jakiegoś baru.- Moje przywitanie zawsze brzmiało podobnie. Wiedząc jak to się skończy przyjaciele poprowadzili przodem do najbliższego lokalu.
Rozmawialiśmy dobre kilka godzin. O pracy, mieście i o nich. O sobie starałam się mówić jak najmniej, nadal utrzymując, że nikt nie uwierzmy mi w to co teraz robię, a raczej z kim.
W końcu padło jedno z najbardziej krępujących pytań tego wieczora. "Masz kogoś?"
Dziękujemy pannie Lizie.
Szybko odpowiedziałam.- Nie.
- Nie kłam! Doug wszystko nam wyśpiewał.- Po raz kolejny byłam mu wdzięczna. Odwalił czarną robotę. Mi nie musieli wierzyć, jemu tak. W końcu po co miałby kłamać po tym jak go potraktowałam?
- Jaki on jest?- Spytała podniecona Liz.
- Umie się bawić, rozmawiać o wszystkim, być przyjacielem, i jak nikt zabija romantyzm. Potrafi wszystko zjebać w sekundę, ale rekompensuje mi to w łóżku.- Roger zakrztusił się na ostatnim, a potem zaśmiał się głośno.
- Gdyby każdy facet maczał w tylu dziewczynach też byłby dobry.- Skrzywiłam się, a Lizie dźgnęła go łokciem w bok. Dobrze wiedziałam jaki był, samej zdarzyło mi się go przyłapać, ale on nie musiał mi tego uświadamiać.
- Na pewno nie miał aż tylu co mówią.- Powiedziała blondynka uśmiechając się pocieszająco, ale to tylko pogarszało sprawę. Z drugiej strony to co było wcześniej się nie liczy. Teraz jest zupełnie inaczej.
- Wiecie co, miał nawet więcej lasek niż wszyscy myślą. Pieprzył się z nimi gdzie popadło, ale mi to nie przeszkadza. Kocham go.
- Co ty w nim właściwie widzisz? To zwykły pijak i ćpun jak cała reszta tej zgrai.
- Jest mi dobrze, z nim czuje, że żyje.
- To adrenalina. W końcu ci się znudzi i go zostawisz, albo lepiej. On zostawi ciebie i to już niedługo. Mogę się założyć, że rozstaniecie się w przeciągu kilku tygodni.- Spojrzałam po nich, chłopak był strasznie rozbawiony, a dziewczyna lekko przygnębiona.
- Ty też tak myślisz Lizie?- Nic nie odpowiedziała. Spojrzała tylko smutno, a ja nie wytrzymałam. Wstałam i wyszłam.
Przepychając się przez tłumy na zewnątrz myślałam o tym czy mają rację.
Tak długo nie dopuszczałam do siebie takich myśli. Zawiodłam się na tych palantach.
Postanowiłam wrócić jak najszybciej do domu i wyspać się porządnie.
Jak się później okazało nie był to najlepszy pomysł.
Całą noc biłam się z myślami. Może ten skurwiel faktycznie miał kogoś na boku.
Kiedy się "przyjaźniliśmy" codziennie miał inną, a czasem nawet kilka pod rząd.
Zaczęłam myśleć o całej przyszłości jak o końcu i już nie potrafiłam stworzyć dobrego scenariusza.
Obudziło mnie szczekanie psa pod moją sypialnią. Wstałam z łóżka i otworzyłam mu drzwi. Czułam się koszmarnie, bolała mnie głowa i się nie wyspałam.
To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Pierwsze miejsce miała ta, po której byłam pewna, że już nigdy nie spotkam McKagana.
Zeszłam na dół i poszłam do kuchni się czegoś napić.
Przy stole siedziała mama, czytała gazetę i popijała kawę.
- Hej słonko. Wieczorem dzwonił jakiś pan i chciał z tobą rozmawiać, ale nie mogłam cię dobudzić.
- Mówił w jakiej sprawie?
- Nie, tylko, że to bardzo pilne i zostawił numer. - Podsunęła mi karteczkę, a ja od razu poleciałam z nią do telefonu. Poznałam numer przy wykręcaniu i zaczęłam denerwować się przy każdym sygnale. Odebrał Duff zaspanym głosem, a ja zamarłam na parę sekund.
- Dzwonił pan wczoraj wieczorem. Stało się coś?
- Nudziło mi się. Chciałem zapytać jak długo jeszcze.
- Nie wiem. To dopiero dwa dni. Skąd masz ten numer?
- Z książki telefonicznej. Domyślam się, że nie możesz rozmawiać, ale kochanie tęsknię za tobą.- Wszystko mi się rozjaśniło. Moi przyjaciele są po prostu debilami, a on na prawdę mnie kocha. Spojrzałam na mamę i zrobiłam skruszoną minkę.
- Rozumiem, postaram się zdążyć.- Powiedziałam po czym się rozłączyłam. Usiadłam przy stole i zaczęłam bawić się palcami wymyślając nową historyjkę.
- To był gość z uczelni. Miły chłopak, przypomniał mi o oddaniu pracy semestralnej. Zupełnie o tym zapomniałam, a zostało mi kilka stron. Chyba wrócę z Jasonem dziś wieczorem i zabiorę się za to.
- Dobrze, to zjedz śniadanie, a ja go obudzę żeby się spakował.- Mama poszła do góry, a ja zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Zjadłam na spokojnie i przeniosłam się do salonu. W tym czasie młody zszedł na dół i zaszył się w kuchni.
Właśnie oglądałam hiszpańską telenowele, w której Carlos zdradził Esmeraldę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się podnosić z kanapy więc krzyknęłam do mamy, żeby otworzyła. Nic nie odpowiedziała, nie zeszła, a do drzwi nadal się ktoś dobijał.
Wstałam zdenerwowana i szarpnęłam drzwi do siebie krzycząc "czego?!". Zmierzyłam wzrokiem przestraszoną blondynkę i zatrzasnęłam jej drzwi przed twarzą.
Nie chciało mi się z nią gadać, ale Liz strasznie dobijała się do drzwi.
- Spierdalaj...- Warknęłam otwierając, a ona zrobiła skruszoną minę.
- Przepraszam za Rogera. Przesadził.- Prychnęłam i znów chciałam zatrzasnąć drzwi, ale zablokowała je nogą.
- Coś jeszcze?- Spytałam.
- Kiedy wracasz?
- Kiedy mi się zachce.
- Vivien, on nie to miał na myśli. Wiesz, że zawsze traktował cię jak siostrę. Martwi się, że Duff złamie ci serce.
- To wy mi je łamiecie.
- Dobra masz rację, przyjdź dzisiaj do mnie wieczorem. Roger na pewno też chce cię przeprosić.
- Dziś jadę do L.A. McKagan dzwonił, mówi, że tęskni i chce żebym wracała.
- Zostań jeszcze jeden dzień. Proszę.
- Spotkamy się za dwa tygodnie. Cześć.- Zamknęłam drzwi i poszłam na górę. Jason już się pakował, więc ja też poszłam do siebie powrzucać rzeczy do torby. Kiedy przebierałam się w czyste ubrania, w drzwiach stanęła mama dokładnie mi się przyglądając.
- Przepraszam, że tak szybko muszę jechać. Wiesz jak jest.
- W porządku, żebyś tylko zdążyła. Może Jason powinien zostać, żeby nie zawracał ci głowy?
- Nie będzie mi przeszkadzał. Jest już prawie dorosły, poradzi sobie bez opieki.
- No dobrze tylko teraz dzwońcie częściej.
- Obiecuję, jak tylko znajdę czas.- Wzięłam spakowaną torbę w ręce i minęłam się z nią w progu. Jas czekał już w samochodzie. Zatrzymałam się jeszcze w drzwiach frontowych i przytuliłam matkę idącą nas pożegnać.
- Przeproś od nas tatę i powiedz, że nie chcieliśmy jechać po nocy.
- Oczywiście.- Ucałowałam ją w policzek i poszłam do auta. Wrzuciłam rzeczy na tylne siedzenia obok szalejącego psa i zajęłam miejsce kierowcy.
Ruszyliśmy nic nie mówiąc. Przez pierwsze kilkanaście minut słuchaliśmy tylko radia.
- Dobrze się wczoraj bawiłeś?
- Zajebiście, a ty? - Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim o tym co się wczoraj stało i najlepiej było po prostu zapomnieć.
Przez całą drogę prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Czasami padały komentarze co do otoczenia, albo zachowania psa.
Oczywiście co jakiś czas musieliśmy zatrzymywać się w przydrożnych barach, bo człowiek odkurzacz był wiecznie nienażarty.
Przed wjazdem do L.A. zatrzymałam samochód, na zakręcie z widokiem na Hollywood.
- Co robisz?
- Muszę powiedzieć ci coś zanim dorwiesz się do telefonu. Po pierwsze wcale tu nie studiuję. Mam świetną pracę, w studiu tatuażu. Jestem w tym całkiem niezła, ale nie możesz nikomu powiedzieć, jasne?
- Co?!
- Po prostu to co się dzieje w Los Angeles, zostaje w Los Angeles. Bez względu na to co nawywijasz nic nie powiem starym i liczę na to samo z twojej strony.
- Jest aż tak źle? Brzmi trochę jakbyś była przestępcą.
- Bo mam nieprzewidywalne towarzystwo, ale rozumiesz, że masz trzymać język za zębami?
- Jeśli pies cię nie wyda, to nikt się nie dowie.- Powiedział żartobliwym tonem, a ja zaśmiałam się ruszając.
- Nie rozumiem jak mogłaś rzucić studia.
- Normalnie, gdyby nie to, nigdy nie zaczęłaby się największa przygoda mojego życia.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie chcesz zostać jakąś gwiazdą.
- Wiem co robię i nie, nie chce.- Zaśmiałam się jeszcze głośniej. Podjechaliśmy na moją ulicę. Zaparkowałam na krawężniku i wypakowałam rzeczy na zewnątrz po czym kazałam zabrać wszystko Jasonowi na górę. Weszliśmy do mieszkania, od razu pokazałam mu co i jak. W pokoju, w którym mieszkał Doug, nadal było wolne łóżko, więc młody spokojnie mógł zająć jego miejsce.
- Jakby co, żarcie masz w lodówce. Wyprowadź Bensona zanim pójdziesz spać. Dobranoc.- Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i chwyciłam za telefon. Chciałam zadzwonić do Duffa, ale zrezygnowałam. Byłam zmęczona i na pewno oboje wytrzymamy jeszcze jedną noc. Przemknęłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wróciłam owinięta ręcznikiem, który zrzuciłam zaraz po zamknięciu drzwi i od razu poszłam spać.
Tu nie miałam żadnych problemów ze snem, w końcu czułam, że jestem tam gdzie powinnam.
Obudziłam się grubo po 12. Nie mogłam zadzwonić, bo pewnie był już w studiu na nagraniach, a moje odwiedziny tam mogły by się różnie skończyć.
Wrzuciłam na siebie starą koszulę, jakieś majtki i wyszłam z pokoju.
Młody siedział przed telewizorem i zajadał się nachosami.
- Cześć mały.- Powiedziałam i usiadłam obok niego. Wyciągnął do mnie rękę z torebką chipsów i uśmiechnął się z pełnymi ustami. Wzięłam kilka i zjadłam na raz.
- Spojrzałam na to co oglądał. Jakieś kreskówki, które lubiliśmy oglądać jak byliśmy mali. Już nawet zapomniałam o co tam chodziło.
- Pójdziesz, ze mną dzisiaj na plażę?
- Co prawda miałam inne plany, ale jasne.
Zanim wyszliśmy, zjedliśmy jakieś kanapki, ja przebrałam się przynajmniej trzy razy, a Jas zastanawiał się czy brać psa. Doszliśmy do wniosku, że nie zostawimy go na cały dzień samego. Nagrałam McKaganowi wiadomość na automatycznej sekretarce, że jestem już w mieście.
Na plażę pojechaliśmy jego wozem, bo wbrew pozorom, morze było całkiem daleko.
Na miejscu rozłożyliśmy się obok jakiś ślicznotek z liceum, młody chciał nacieszyć oczy półnagimi ciałami. Kogo to dziwi? Zdjęłam sukienkę i spojrzałam na swoje ręce. Znacznie różniłam się od tych wszystkich ludzi i Jason też zwrócił na to uwagę.
- Mieszkasz tu już tak długo, a twoja skóra wygląda jakby nigdy nie widziała słońca.
- Nie miałam na to czasu.- Jas wzdrygnął się i spojrzał na dziewczyny.
- Ja przychodziłbym tu codziennie ze względu na widoki.- Zaśmiałam się i spojrzałam na opalonego ratownika.
- Mam lepsze w domu.- Chłopak wzruszył ramionami i poszedł bawić się z psem, a ja położyłam się na ręczniku wkładając okulary przeciw słoneczne.
Zanim się obejrzałam pochłonęła mnie kilku godzinna drzemka. Obudził mnie dopiero Benson otrzepujący się z wody obok mnie. Zerwałam się od razu kiedy ochlapał mnie zimną wodą po rozgrzanej skórze.
Odrobinkę na niego nakrzyczałam, a potem zaczęłam rozglądać się za bratem. Właśnie bajerował jakąś laskę pod palmą, a ja nie miałam serca mu przerywać.
Przytuliłam psa do siebie i zaczęłam bawić się z nim jakimś patykiem.
Po chwili wyszarpywania go sobie biegaliśmy razem po brzegu. Ja rzucałam kijkiem jak najdalej mogłam, a on w oka mgnieniu mi go przynosił.
Zawsze chciałam mieć psa, ale nie spodziewałam się, że zabawa z nim może być taka fajna. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Wydawało mi się, że dopiero co przyszliśmy, tymczasem słońce już zachodziło.
Zaczęłam szukać brata. Pił z tą samą laską drinki rozcieńczone sokiem, w plażowym barze. Podeszłam bliżej i poczochrałam mu włosy.
- Robi się ciemno, spadamy.
- Nie możemy posiedzieć jeszcze chwilę?
- Która jest godzina?
- W pół do 7.- Odpowiedziała dziewczyna, z którą Jason spędził cały dzień.
- Nagrania skończyły się godzinę temu.- Wymruczałam do siebie.- Wiesz, jak chcesz to możesz zostać, albo zaprosić ją do nas. Tak w ogóle, jestem Vivien.
- Sophie.- Uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko. Młody spojrzał na nią prosząco.- Nie powinnam, ale chętnie spotkam się z tobą jutro. Może Blu Jam Cafe?
- Właściwie, dopiero co przyjechałem i nie orientuje się gdzie co jest.
- To dwie ulice od Geffen Records. Podrzucę cię rano.- Uśmiechnęłam się do nich ciepło i pogładziłam psa po grzbiecie.
- To świetnie, czekam o 11.- Puściła mu powietrznego całusa i ruszyła w swoją stronę.
Wróciliśmy do domu, przez całą drogę nadawał mi o tej lasce. Gdyby tylko wiedział, że może tu spotkać podobną na każdym rogu. Postanowiłam nie psuć mu zabawy, niech sam to odkryje.
Wpadłam do mieszkania i od razu sprawdziłam wiadomości głosowe. Coś, z pracy od mamy i Liz. Usunęłam wszystkie.
- Jesteś głodny?
- Trochę.
- Na barze masz ulotki, zamów pizze czy coś.- Powiedziałam i poszłam się przebrać. Włożyłam białą bokserkę i czarne figi. Wyszłam z pokoju i usiadłam na kanapie.
- Może wyprowadzimy jeszcze raz Bensona?
- Później. Wyszalał się dzisiaj.- Jas rzucił się na miejsce obok mnie, a ja go przytuliłam. Sierściuch położył się pod kanapą, włączyłam TV na jakiejś komedii.
Leżeliśmy tak z dobre czterdzieści minut odmierzając czas dostawcy, w końcu rozniósł się echem dzwonek do drzwi.
- Ha! Spóźnił się! Mamy darmową pizze.- Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam otworzyć. Pociągnęłam drzwi do siebie i uniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć twarz naszego gościa. Wielki facet w czarnej skórze, złapał mnie mocno w pasie i pocałował. Objęłam go za szyję, a on podniósł mnie do góry. Oplotłam go nogami w pasie, a on wniósł mnie do środka i zamknął drzwi. Zapomniałam o bożym świecie.
Złapał mnie za udo i podjechał wyżej do tyłka. Zacisnął palce na moich pośladkach, a ja rozwarłam językiem jego wargi i i zaczęłam pieścić podniebienie. Położył mnie na stole w kuchni i zaczął całować po szyi zjeżdżając w dół, od piersi po pas. "Yghym!" Usłyszałam głośne odchrząknięcie i stłumiony śmiech. Duff podniósł głowę, a ja otworzyłam oczy patrząc w stronę dochodzącego dźwięku. Młody siedział odwrotnie opierając się łokciami o oparcie kanapy. Przyglądał się nam z łobuzerskim uśmiechem i chyba chciał coś powiedzieć, ale sobie podarował i zamknął usta.
- Jestem Jason.- Duff wziął głęboki wdech i przyjrzał się małemu, ja podniosłam się ze stołu i założyłam kosmyki rozwalonych włosów za uszy.
- A to właśnie jest ten kolega z Geffen, o którym mówiłam ci wcześniej.- Blondyn podszedł bliżej i podał mu rękę.
- Duff McKagan.
- Wiem kim jesteś. Viv ma plakat Gunsów nad łóżkiem.- Posłałam mu piorunujące spojrzenie, a Duff zaśmiał się głośno patrząc na mnie.
- Ma jeszcze jakieś ciekawe rzeczy?- Spytał ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Jason, wyprowadź psa na spacer.- Powiedziałam groźnym tonem. Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi, i dopiero kiedy te się zatrzasnęły odetchnęłam z ulgą.
McKagan zaszedł mnie od tyłu i pocałował w szyję. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Zaczęliśmy kiwać się na boki. Na moje policzki wkradł się delikatny uśmiech. Odwróciłam się, objęłam go za szyję i złożyłam kilka pocałunków na jego ciepłych ustach. Objął mnie mocno w tali i podniósł. Oplotłam go nogami w pasie i schowałam twarz w jego włosach jak małe dziecko. Zaciągnęłam się jego zapachem. Zmienił się. Nie czułam whisky, ani papierosów. Jakby nigdy tego nie dotykał. Zaniósł mnie do sypialni,a ja zatrzasnęłam drzwi nogą, zaraz po przekroczeniu progu. Położył mnie delikatnie na łóżku i uklęknął między moimi nogami. Spojrzałam na niego niepewnie, miał jakieś takie dziwne oczy. Lekko zaczerwienione i strasznie duże. Na bank ćpał, ale nie chciałam robić teraz afery. W końcu zorientował się, że staram się wyszukać czegoś podejrzanego w jego twarzy i zmarszczył brwi.
- Coś nie tak?- Pokręciłam przecząco głową i przyciągnęłam go do siebie. [...]
--------------------------------------------------------------------------------
Trochę nie dokończone, ale mam nadzieję, że to przeżyjecie ;p
Miałam już super pomysł na to co może się stać, ale w ogóle nie podoba mi się sposób w jaki to opisuję, mogłabym potrzymać to jeszcze jakiś czas, ale i tak zbyt długo nic nie dodawałam.
Właśnie, za to, też chciałam przeprosić. Musiałam dopieścić trochę przyjaciół (przez co rozumiem spędzanie u nich w domu całych dni, a czasem nawet nocy i pustoszenie ich lodówek XD)
A przy okazji zerknijcie jakie superowe reklamy dostaje XDD
Screen autentyczny, tylko nie miałam się gdzie pochwalić.
Screen autentyczny, tylko nie miałam się gdzie pochwalić.