niedziela, 25 listopada 2012

▼3. You should give me a chance.

Pragnę zadedykować ten rozdział mojemu najlepszemu przyjacielowi , który był w podobnych sytuacjach jakieś dwa razy. . Kocham Cię, mam nadzieję, że nie zabijesz mnie za wyjawianie twoich "sekretów" w internecie. 

~~ 
Minął już ponad miesiąc odkąd widzieliśmy się ostatni raz.
Pogodziłam się z tym, a nawet zbliżyłam się z Dougiem.
Bardzo się "zbliżyłam". Nieoficjalnie jesteśmy razem, za sprawą mojego weekendowego pijaństwa. Kiedy odleciałam i ledwo utrzymywałam kontakt ze światem, odbyliśmy poważną rozmowę. Odważne, co nie? Okazało się, że czuje coś do mnie od dłuższego czasu, a ja go bardzo lubię więc nie ma problemu.


Doug stanął za mną i podał mi cole w szklanej butelce.
- Dziękuję.- Posłałam mu ciepły uśmiech, a on objął mnie w pasie i musnął policzek ustami. Jeszcze się z tym nie oswoiłam, ale nie chciałam psuć naszej przyjaźni.
Z resztą nie miałabym gdzie mieszkać, a on jak na razie niczego nie wymaga, więc mogę spać spokojnie. Jeszcze.
Napiłam się napoju czując jak ulatujący gaz drażni mnie w nos.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?- Spytał obniżonym głosem.
- Pracuję.- Skłamałam. Miałam wolne, ale chciałam pójść do baru. SAMA. Napić się. SAMA. I spędzić czas tak jak lubię. SAMA.
- A jutro?
- Jeszcze nie wiem. To zależy od Ricka.- Wstałam kręcąc głową i poszłam do siebie zatrzaskując drzwi. Zaczynałam czuć się jak w klatce. Musiałam się jakoś z tego wykręcić bez ranienia go.
Dopiłam napój do końca i włożyłam ukochane kowbojki.
Podeszłam do parapetu i otworzyłam okno. Że też schody muszą być w pokoju Douga!
Nie mam ochoty go teraz oglądać. Uklękłam na parapecie i wychiliłam się przez okno. Spojrzałam na ścianę i zobaczyłam starą rynnę. Chwyciłam za nią i zaczęłam szarpać. Powinna wytrzymać. Wstałam i złapałam za nią mocno. Jakimś cudem dałam radę zejść na dół bez szwanku.
Gdy tylko poczułam płaską powierzchnię pod nogami poczułam ogromną ulgę. W końcu wolna! Złapałam taksówkę i pojechałam do baru na rogu Sunset i Courtney Avenue. Były tam prawie same dziwki, ale na pewno nikt nie będzie mnie szukał w takim miejscu.

W pubie zajęłam miejsce przy barze i zamówiłam whisky z lodem.
Najpierw jedną potem drugą i trzecią.
Doszłam do wniosku, że płyny działają jak należy i muszę na stronę. Więc poszłam do kibla.
Szczęście lub pech chciały, że łazienki były obok sekcji dla "VIP'ów". Idąc w ich stronę zerknęłam na jeden ze stolików. Siedział przy nich kudłaty mulat zagryzający wargę. Wyglądał jakoś dziwnie. Przyjrzałam się lepiej. Spod stołu wystawała kobieca łydka. Przypadek? Chłopak odgarnął włosy z twarzy i mnie olśniło.
Gunsi wrócili do miasta!
Odwróciłam się i szybko pobieglam do łazienki. Niestety nie mogłam dostać się do kabiny, bo była zajęta, a ktoś kimś obijał drzwi co było tu jednoznaczne. Z nerwów cały czas waliłam pięścią w te same drzwi prosząc żeby się pośpieszyli.
- Kurwa ludzie wstrzymajcie się! Szczać mi się chce!- Odgłosy zaczęły powoli ustawać i nawet udało mi się wychwycić dźwięk suwaka.
Odsunęłam się od drzwi i w końcu grzmocąca się parka wyszła na zewnątrz. Spojrzałam na blondyna w objęciach jakiejś brunetki, a moje oczy natychmiast się zaszkliły.
- Kurwa, czy my nie możemy spotkać się w normalnych okolicznościach? Czemu to nie może być sklep?! -wrzasnęłam oburzona, a Duff wyrzeszczył wzrok.
- Vivien, co ty robisz w barze dla dziwek!? - No i dostał z wyprostowanej dłoni w twarz od własnej towarzyszki, ale należało mu się, nie będę go żałować.
- Nie twoja sprawa.- Burknęłam i już miałam odejść kiedy złapał mnie mocno za ramię i odwrócił.
- Czekaj...
- Czego chcesz?
- Mam kilka pytań. Dasz mi chwilę?
- W kiblu?
- Chodź.- wyciągnął mnie na zewnątrz i oparł o ścianę.
- Czemu wtedy pozwoliłaś podrywać się cały dzień skoro miałaś chłopaka?
- Nie miałam, to był mój przyjaciel.
- To czemu mnie nie zatrzymałaś?!
- Nie chciałam być nachalna.- Duff zaśmiał się nerwowo i oparł głowę o moje ramie. Pogłaskałam go nie pewnie po włosach, a on mnie pocałował. Znów było wspaniale, ale zejdźmy trochę na ziemie. Odepchnęłam go do siebie śmiejąc się nie wiadomo z czego.
- Przed chwilą ruchałeś jakąś laskę w kiblu!
- Fakt, przepraszam.- Znów go pogłaskałam. Wydawał się taki, szczęśliwy? Tak. Cieszył się ze spotkania inawet tego nie ukrywał, ale to dobrze, bo ja byłam w siódmym niebie.
- Nie jesteś na mnie zła?
- Pewnie, że nie! Tak na prawdę nie mam za co..- Duff uśmiechnął się szeroko i przyciągnął mnie do siebie.- Każdy ma jakieś potrzeby, tak?

- To może pójdziemy do mnie, wezmę szybki prysznic i coś porobimy? 
- Prowadź.- Chwycił mnie w przedramieniu i zaprowadził na postój taksówek skąd pojechaliśmy do jednej z lepszych dzielnic. Wysiedliśmy przed dużym białym domem, z wysoką bramą. Stanęłam na podjeździe i rozejrzałam się dookoła. 
- Mieszkasz tu sam? 
- Niestety... Podoba ci się?
- Jest piękny. 
- Chodź pokażę ci resztę.- Weszliśmy do środka, najpierw był ogromny salon. Ściany w białym kolorze, na środku stało tylko kilka basów, w rogu kanapa i telewizor. 
- Jesteś głodna?- Spytał, a jego głos rozniósł się głuchym echem po całym pomieszczeniu. 
- Nie dzięki.- Chłopak gdzieś poszedł, a ja zaraz za nim. Wolałam nie zostawać tu sama. Ten dom był strasznie zimny i pusty. Jakby dopiero co się wprowadził. Weszliśmy do jego sypialni. Kolejnego białego pomieszczenia, ale lepiej umeblowanego. McKagan zniknął za kolejnymi drzwiami. Łazience jak się domyślałam. Zaczęłam się rozglądać, ale jedyne co przykuło moją uwagę to koszyk obok szafy i porozwalane płyty. Uklękłam obok i zaczęłam przeglądać jego kolekcję. Led Zeppelin, Van Halen, AC/DC, The Clash, Scorpions i wiele innych. Powalające. Ciszę przerwał dźwięk lecącej wody. Przestraszyłam się, wstałam z ziemi i usiadłam na wielkim łóżku. Westchnęłam ciężko i położyłam się obserwując światła na suficie. 
Głupi ma szczęście, a ja nawet potrójne. Znów wszytko ucichło, a z łazienki wyskoczył Duff suszący włosy ręcznikiem. Poderwałam się do góry i zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Miał na sobie same bokserki, więc odruchowo zakryłam oczy, a on wybuchł śmiechem.
- Co jest? Nigdy nie widziałaś faceta w bieliźnie?- Zabrałam ręce z twarzy i spojrzałam na niego niepewnie. 
- Nie, znaczy tak. No wiesz...
- Spokojnie.- Przerwał mi nadal się śmiejąc.- Wszystko rozumiem.
- Puścisz mi coś?- Spytałam próbując zmienić temat. 
- Jasne.- Podszedł do adaptera i włączył ostatni kawałek. Pech chciał, że była to ballada, Rainbow Eyes. Robiła nastrój, którego nie chciałam. Przeleci mnie jak tylko mu się zachce i tyle z tego będzie. Usiadł obok mnie i pogłaskał mnie po ręce. 
- Duff, muszę ci coś powiedzieć.- Skrzywiłam się i położyłam dłoń na jego nodze. 
- Wiesz, ja też właśnie chciałem... Mogę pierwszy?- Znów mi przerwał, ale nie potrafiłam się na niego gniewać za takie głupstwo. Pokiwałam głową starając się wymusić uśmiech, ale to było trudne.
- To głupie, prawie się nie znamy, ale z nikim tak dobrze mi się nie gadało. Przez ten miesiąc strasznie mi cię brakowało. Nie wiem czemu, ale cały czas o tobie myślałem.- Spojrzałam na niego nie wiedząc co mam zrobić. No i mój plan szlag trafił.- Chciałaś coś powiedzieć.- Szepnął cicho. Poczułam pieczenie w oczach, ale nie mogłam się rozpłakać. 
- Wystarczy ci przyjaźń?- Spytałam tak tak cicho, że każdy inny dźwięk mógł mnie zagłuszyć, ale on usłyszał. Wstał i zwalił ręką lampkę ze stolika nocnego. Odbiła się od ściany i spadła na ziemię roztrzaskując się na kawałki. Aż podskoczyłam ze strachu. Coraz bardziej miałam ochotę się rozbeczeć.   
- Tego właśnie chcesz? Tylko przyjaźni?- Pokiwałam głową nawet na niego nie zerkając.- Dobra. Poczekam. 
- Nie musisz, na razie mam kogoś. 
- Kochasz go? 
- Nie. Ale nie możemy być razem. Znudzę ci się. 
- Będę czekał.- Wstałam i przytuliłam go mocno. Objął mnie i zaczął muskać mnie po szyi. 
- Mówiłam, nie...- Wyjęczałam cicho. 
- Sprawdzam cię.- Zaśmiał się i puścił mnie podchodząc do adaptera. Zmienił piosenkę na dużo żywszą i wziął głęboki wdech. 
- Może jednak coś przekąsimy? 
- Tak, pewnie.- Uśmiechnęłam się i poszliśmy do kuchni. 


Minęły już ponad trzy tygodnie odkąd wrócił. Jest dobrze, nie próbuje żadnych sztuczek i sprawdza się w roli kumpla. Nawet po pijaku zachowuje się odpowiednio. Jedyny minus z bycia jego przyjaciółką to słuchanie o jego podbojach "miłosnych", które z miłością nie miały nic wspólnego. To było zwykłe rżnięcie po kątach. 
Zabawnie było przyglądać się jak ma ochotę zlinczować Douga przy każdej okazji z czym wcale się nie krył. Dou też wciąż przypominał mi, że go nie znosi. W tym czasie zdążyłam poznać pozostałych członków zespołu. Byli świetni, choć cały czas wmawiali mi, że Doug nie jest dla mnie. Sama świetnie o tym wiedziałam. 

- Ubrałbyś się!- Krzyknęłam do współlokatora, a ten tylko pomachał na mnie ręką i rozsiadł się przed telewizorem.- Zaraz ma tu być Steven i Duff!
- Nie rozumiem czemu się z nimi zadajesz. 
- Ty w ogóle mało rozumiesz.- Powiedziałam szorstko rzucając w niego spodniami. 
- Skąd ty go w ogóle wytrzasnęłaś? Myślałem, że ten wasz pierwszy wyskok był ostatnim. 
- To się pomyliłeś. Jesteśmy przyjaciółmi. 
- On coś do ciebie czuje, prawda? 
- Skąd ta myśl?- Powiedziałam z nutką ironii w głosie. 
- Nie jestem, aż tak głupi. To widać.- Zaczęłam sprzątać wszystko co wydawało mi się nie na miejscu. Serce co chwila mi przyśpieszało. Nie tylko mi się wydaje, że Kaganiec coś do mnie ma. 
- Musisz drążyć temat?! 
- Ty też coś do niego czujesz...- Powiedział smutno, a ja od razu się wyprostowałam wpatrując w jeden punkt.- A już na pewno wolisz go ode mnie.- Nie wiedziałam jak mam się zachować. Powiedzieć mu, że nie czuję nic kompletnie i chce być z McKaganem, czy udawać, że tej rozmowy nie było. 
- Doug, to skomplikowane. 
- Wcale nie. Tak czy nie? - Zawahałam się na chwilę, ale przecież nie mogłam go oszukiwać. Zwłaszcza, że sam zauważył. 
- Tak.- Chłopak złapał spodnie i naciągnął je na siebie.
- Wyprowadzę się do jutra. 
- To też twoje mieszkanie. Wynajmujemy je na pół. 
- Już nie. Mieszkałem tu tylko dla ciebie.- Uśmiechnął się delikatnie i zamknął się u siebie. Usiadłam na kanapie i długo nie mogłam się ruszyć. Właśnie straciłam przyjaciela z dzieciństwa. 
Ocknęłam się dopiero gdy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się. To był Duff. Wstałam szybko i rzuciłam mu się na szyję. 
- Co się stało?! 
- Doug się wyprowadza.- Spojrzałam na niego, starał się nie uśmiechnąć, ale kąciki jego ust same drgały. 
- Przykro mi.- Pogłaskał mnie po głowie i przytulił jeszcze mocniej. 
- Gdzie Steve? 
- Zmiana planów. W kinie grają film o Vicousie, chciałem z tobą obejrzeć. Chcesz się trochę oderwać od rzeczywistości? 
- Tak.- Właśnie do mnie dotarło, że wszystkie moje problemy z zerwaniem się skończyły. Wiedziałam, że tak będzie i tylko dlatego nie zrobiłam tego wcześniej.- Muszę się przebrać.- Poszłam do siebie, a on zaraz za mną.- Duff, chce się przebrać. 
- Jasne. Pomogę ci.- Uśmiechnął się szeroko i usiadł na parapecie. 
- A co mi tam.- Zaczęłam szperać w szafie, ale wszystkie moje rzeczy nagle wsiąknęły. Wciągnęłam białą sukienkę i rzuciłam ją do blondyna. 
- Może być? 
- Śliczna.- Wyszczerzył kły i spojrzał na mnie. Zdjęłam spodenki i podkoszulek, a on przekręcił głowę wytrzeszczając oczy. 
- Czemu ja tego wcześniej nie widziałem?! 
- Oddawaj sukienkę!- Wyrwałam mu ją i nałożyłam na siebie. 
Poszliśmy na Sida i Nancy i było naprawdę fajnie. Film był zajebisty, ale musiałam popłakać się na końcu i rozmazać cały makijaż. Kaganiec zabrał mnie do siebie, bo mieliśmy najbliżej. Zamknęłam się w jego łazience i zaczęłam zmywać całą tą katastrofę. Oczywiście w jego łazience nie było nawet mydła i wyszłam cała czerwona i napuchnięta. 
Przechodząc koło niego odwróciłam głowę krzycząc "nie patrz na mnie, wyglądam strasznie!".  Podszedł do mnie i złapał mnie za ręce nie pozwalając na zasłanianie twarzy. 
- Wyglądasz pięknie. 
- Nie pierdol. 
- Mogłabyś być moją Nancy.- Zaśmiałam się i popatrzyłam mu w oczy. 
- Żebyś mnie zadźgał nożem?- Wybuchł śmiechem a zaraz po tym musnął moje usta. Wyrwałam ręce z jego uścisku i wplotłam w jego włosy. Pocałowałam go czule, a on zaczął to odwzajemniać. Pocałunki zaczęły robić się coraz bardziej namiętnie, aż Duffy rzucił mnie na łóżko. 
- Przyjaciele, hym?- Spojrzałam na niego unosząc brew do góry. Uklęknął przede mną, rozłożył moje nogi i przyciągnął tak, że mogłam opleść go nimi w pasie. 
- Tylko przyjaciele.- Wymruczał i przejął pałeczkę. 








sobota, 24 listopada 2012

▼2.No, nothing else matters. Just to be with you.

- Jak ty się właściwie nazywasz?
- Vivien.
- Fajnie. To gdzie chcesz iść, Vi? 
- Do baru. Zaciemnione miejsca z ciężką muzyką w połączeniu z alkoholem to coś dla mnie.- Uśmiechnęłam się lekko, a on skwitował to śmiechem. Od początku wiedziałam, że ten pomysł mu się spodoba. W razie gdybym okazała się nudziarą mógłby się upić i zacząć mnie ignorować.
- Picie od południa? No proszę, mamy coś wspólnego. 
Przez  resztę drogi nie rozmawialiśmy dużo. Ja nie wiedziałam jak zacząć, a on nie wykazywał zainteresowania. Kiedy tylko weszliśmy do baru, McKagan wskazał mi miejsce w kącie i zamówił dwie margarity.
- Wiesz, że wystarczyłoby mi zwykłe piwo.- Powiedziałam popijając drinka.
- Piwem szybko cię nie odurzę, a mam jeszcze plany co do ciebie.- Rzucił żartobliwym tonem, a ja starałam się nie wybuchnąć śmiechem. 
- No to masz problem, bo mam mocną głowę. 
- Cholera, niszczysz mi wieczorne plany.
- Takie jak wczoraj? 
- Za kogo ty mnie masz?- Uniósł brew do góry uśmiechając się łobuzersko. Cholera.Wydaje mi się czy ja się rozpływam? Wzięłam kolejnego łyka drinka  i schowałam ręce pod stół. Nie wiedzieć czemu kiedy na niego patrzyłam dłonie zaczynały mi się trząść. 
- Nie wiem. Muszę cię najpierw poznać. 
- Wow. Pierwsza laska, która chce mnie poznać odkąd zrobiłem się sławny. Fajnie.- Zrobiło mi się go trochę szkoda. Nigdy nie wiedział czy ktoś się z nim zadaje z powodu sławy czy na prawdę go lubi. Ty musisz być inna. Pokaż mu, że chcesz traktować go jak równego sobie. Oczywiście nigdy nie będziemy sobie równi, bo on coś osiągnął, a ja stoję w miejscu.  
- Więc co dokładnie chcesz wiedzieć? W jakim rozmiarze noszę buty, jakiego lakieru do włosów używam? 
- Myślałam raczej o twojej  osobowości...
- Ups, to może zająć dłuższą chwilę.- Powiedział z nutką niechęci, a ja od razu posmutniałam.- Żartuję! Jest mi to nawet na rękę.- Znów wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu i wypił drinka. 
- Już wiem, że lubisz robić sobie jaja.
- I do tego świetnie tańczę! - Zrobił dzióbek i zaczął kręcić głową jak niedorozwój. 
- Mhym. Już to widzę!- Zaśmiałam się i dokończyłam drinka. 
- Pokażę ci.- Wyciągnął do mnie rękę, a ja po chwili zawahania złapałam go mocno i ruszyliśmy na parkiet. Grali Kiss me quick Elvisa. Czyli idealną piosenkę do energicznego tańca. Duff zaczął przebierać nogami w rytm muzyki. Złapał mnie mocno w pasie i po mistrzowsku poprowadził. Zrobił mną mnóstwo piruetów. Wpuścił mnie między nogi i wyciągnął za ręce. Przy końcu piosenki trochę się zdenerwowałam. Muzyka zaczynała spowalniać, a my się zatrzymaliśmy, do tego Duff był coraz bliżej mnie. Dopiero teraz zaczęły trafiać do mnie słowa piosenki i zorientowałam się o czym jest. Przy ostatnim "Kiss me quick." McKagan cmoknął mnie szybko w policzek szepcząc:
- Dzięki za taniec.- Natomiast ja dostałam wypieków, które paliły mnie po twarzy i nie mogłam nic wykrztusić.To było kilka sekund, których pewnie nigdy nie zapomnę. W końcu się ocknęłam rzucając marne:

- Spoko. 
- Co chcesz teraz robić? 
- A która godzina? 
- Szósta dochodzi.
- Kurwa, znów spóźniłam się do pracy. Trudno Rick mnie zastąpi.- Uśmiechnęłam się cwaniacko i kontynuowałam.- Wiesz z dachu mojego domu widać całe Sunset Strip...może kupimy jakiś alkohol i...- Nie dał mi skończyć. Wtrącił się zaraz po alkoholu. 
- Świetny pomysł!- Złapał mnie mocno za rękę i ściągnął z parkietu. Rzucił forsę na stół i już nas nie było. 
- Jesteś powalony. 
- Ale za to mnie kochają...
- Ciekawa jestem kto!- Zaśmiałam się i zaczęłam wyprzedzać ciągnąc go w stronę monopolowego. Tam kupiliśmy kilka piw i Nightrain'ów, które otworzyliśmy zaraz po przekroczeniu progu sklepu. Tym razem mordka mi się nie zamykała. Cały czas któreś z nas wyciągało nowe tematy. Gadaliśmy o muzyce, filmach, innych ludziach i rzeczach, które chcemy zrobić. Duff chyba  mnie polubił, a przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy biliśmy już przy mojej kamieniczce puścił mnie przodem po schodach pożarowych, a chwile później zorientowałam się, że wlepia gały w mój tyłek!
- Ejej! Bo cię kopnę! 
- W twarz?! 
- Tak! - Zaśmiałam się, a on zrobił przerażoną minkę. 
- Zamykam oczy!- Wrzasnął i kontynuował wspinaczkę przez co musiałam iść szybciej żeby się z nim nie zderzyć. 
Dostaliśmy się na górę, a ja rozłożyłam ręce i wzięłam głęboki wdech. 
- Witam w moim królestwie!- Wzięłam od niego zakupy i przeszłam za komin w stronę materaca, który zostawiłam tam dawno temu z Dougiem. 
- Gdzie leziesz mała?- Pobiegł za mną. Oboje usiedliśmy na materacu opierając się o ścianę z czerwonych cegieł. Otworzyłam kolejnego Nightraina i od razu wypiłam pół. Oparłam się o ramię McKagana i podałam mu butelkę, którą opróżnił do końca. 
- Patrz tam. Budka z Hamburgerami!- Powiedział wskazując palcem. 
- Faktycznie...wiesz chyba zgłodniałam. 
- Napij się.- Wymruczał podsuwając mi kolejną butelkę. Oczywiście nią nie pogardziłam. Pijąc ciepłe już piwo wstałam i oparłam się o murek przy krawędzi. 
- Zajebisty widok.- Chłopak podniósł chudą dupę i stanął za mną patrząc w tą samą stronę. 
- Pewnie, że tak.- Chwycił mnie w pasie i oparł głowę na moim ramieniu, a ja policzek na jego czuprynie. W takiej pozycji staliśmy dłuższą chwilę kiwając się delikatnie na boki i podziwiając dzielnicę. 



W ciągu godziny opróżniliśmy wszystkie butelki, a skoro nie było już czego pić to wypadałoby wracać. Wstałam z materaca chwiejąc się na nogach i odwróciłam się do niego. 
- Dobra, ja idę do domu. 
- Czekaj, odprowadzę cię.- Uśmiechnęłam się do niego i podałam mu rękę. 
- Schodzisz pierwszy i mnie ubezpieczasz.- I zeszliśmy. Oczywiście Duff znów podziwiał moją dupę, ale tym razem jakoś mi to nie przeszkadzało. Weszłam na klatkę schodową, a on zaraz za mną. Kiedy wchodziliśmy po schodach wbił mi palce w żebra co było połączeniem łaskotek z dziwnym bólem. Od razu wyskoczyłam do przodu piszcząc. Zatrzymałam się pod drzwiami i spojrzałam na niego. 
- Dobranoc McKagan. 
- Nie zaprosisz mnie?- Pokiwałam przecząco głową i otworzyłam drzwi. 
- Czekaj.- Powiedział cicho i złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on delikatnie mnie pocałował. Zaczęłam odwzajemniać pocałunek coraz bardziej wpijając się w jego usta, ale w tedy po korytarzu rozniósł się głos Douga "Co tak wcześnie skarbie?" Kurwa jakby nie mógł powiedzieć po imieniu! Duff oderwał się ode mnie i spojrzał w głąb mojego mieszkania. 
W stronę drzwi kierował się Doug z zmarszczonymi brwiami. 
- To ja już pójdę.- Powiedział blondyn i zszedł po schodach. 
- Duff czekaj! Może jednak wejdziesz?- Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie smutno. 
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.- Powiedział szybko i wyszedł. Nie zamierzałam go gonić. Nie mogłam wyglądać jak desperatka. Weszłam do domu zamykając drzwi. 
- Cholera jasna Doug! Nie mogłeś poczekać?! 
- Przepraszam nie wiedziałem, że z kimś jesteś. 
- Jeszcze to "skarbie"...- Schowałam twarz w dłoniach i oparłam się o ścianę. 
- Przecież cię przeprosiłem! 
- Nie odzywaj się do mnie! Gunsi za kilka dni zaczynają trasę! Już więcej go nie spotkam!- Wyminęłam go szybko i zamknęłam się w swoim pokoju. Boże za co?! Duff na pewno mnie polubił. Musiał mnie polubić! W końcu mnie pocałował, nie mógł być aż tak pijany! Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. 

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Wstałam niechętnie z łóżka i podeszłam do lustra. Totalny busz na głowie i tusz rozmazany po policzkach. Zajebiście. Zdjęłam buty, o których na śmierć zapomniałam wczoraj i zostawiłam je na środku pokoju. Wyszłam do salonu i jak na złość siedział tam Doug. Na mój widok lekko zbladł wytrzeszczając oczy. 
- Co ty robiłaś dzisiaj w nocy? 
- Spałam kurwa!- Przeszłam obok i zamknęłam się w łazience. Od razu zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.  Nie chciało mi się nawet myć. Po prostu stałam rozkoszując się wodą spływającą po moim ciele. Ogarnij się dziewczyno! To tylko jeden dzień przelotnej znajomości. Dzisiaj pewnie już o tobie nie pamięta. Fajnie się z nim gadało, ale dla kogoś takiego jak ty jest nieosiągalny. Daruj sobie i nie myśl o nim więcej. Przetarłam twarz i zaśmiałam się z rozpaczy. Nie myśl więcej o członku ulubionego zespołu. Łatwo powiedzieć! Pod prysznicem doszłam do siebie i zaczęłam zbierać się do pracy. W końcu nie chciałam wylecieć. Włożyłam obcisłe spodnie i czarną koszulkę idealnie opinającą biust. Zrobiłam warkocz na bok, włożyłam jakieś buty na obcasie i wyszłam. 
Wraz z przekroczeniem progu studia naraziłam się na mnóstwo pytań Ricka, ale widząc moją minę tylko podszedł bliżej i przytulił mnie delikatnie. 
- Nie będę cię tym męczył, ale jak chcesz się wyżalić to wal. 
- Chce się napić! 
- Wiesz, że jeśli szef wpadnie na kontrole będzie draka. 
- Wczoraj było zajebiście. Całowaliśmy się, ale Doug nam przerwał mówiąc do mnie jak do swojej dziewczyny, a Duff się spłoszył i poszedł.- Powiedziałam na jednym oddechu cały czas patrząc w to samo miejsce. 
- Skoczyć ci po 0.5 czy 0.7 ?
- Wszystko jedno.- Usiadłam, a Rick pobiegł do monopolowego. To był świetny kumpel. Zawsze wiedział co i jak. Czasem miałam wrażenie, że rozumiemy się lepiej niż z Dou. Usiadłam na parapecie i znów wyglądałam przez brudne okno. Miałam zapomnieć, ale wciąż stoi mi przed oczami wychodzący McKagan. Przecież nie mogłam się tak szybko zakochać! Mózgu daj mi spokój! Podciągnęłam nogi pod brodę i starałam się zająć myśli czymś innym. 
Zastanawiałam się czy zapłaciłam wszystkie rachunki, kiedy ostatnio dzwoniłam do mamy, ile wynosi pierwiastek z 10 000. Nagle wszystko zrobiło się takie ciekawe i warte rozważania, ale gdzieś tam w środku dalej było mi smutno, że już się nie zobaczymy. 

środa, 21 listopada 2012

▼1. You may say I'm a dreamer. But I'm not the only one.

[...]
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Strzepnęłam ją nie odwracając wzroku od moich idoli. 
- Vivien! Może mi się tylko tak wydaje, ale nie powinnaś przypadkiem siedzieć w pracy? - Usłyszałam za sobą szorstki głos i skamieniałam. Ze zdenerwowania zrobiło mi się ciepło w środku. Odwróciłam się powoli i spojrzałam na mojego szefa niezbyt zadowolonego moim widokiem. Zrobiłam skruszoną minkę i próbowałam się uśmiechnąć. 
- Przepraszam, musiałam to zobaczyć. 
- Wracaj do salonu.- Chciałam poprosić o jeszcze chwilę, ale pewnie dałby mi więcej niż potrzebuje. Coś między "bardzo długo" a "na zawsze", więc wolałam robić co mi każe. Spojrzałam ostatni raz na Axla zdzierającego gardło i ruszyłam do wyjścia z opuszczoną głową. 
Po wejściu do studia rzuciłam kurtkę na fotel i poszłam na zaplecze. 
Wyciągnęłam z lodówki szklaną butelkę z colą i otworzyłam ją o blat szafki. 
Wróciłam do głównego pomieszczenia i włączyłam adapter w którym była płyta AC/DC jeszcze z poprzedniego razu. Kolejny wieczór spędzę sama. Zajebiście. 
Miałam okazję spotkać Gunsów po koncercie, wyciągnąć jakiś autograf, ale jak zawsze coś musiało mi przeszkodzić. Ja to mam szczęście! 
Wzięłam kilka łyków napoju i zaczęłam podśpiewywać Girls Got Rhythm.
Po kilku utworach dopadł mnie nikotynowy głód, więc skoczyłam na zaplecze po paczkę czerwonych. Kiedy odpalałam papierosa po pomieszczeniach rozszedł się dźwięk dzwonka nad drzwiami i piskliwy damski głos. "Niech ktoś wyłączy to gówno" Sama jesteś gówno! Skrzywiłam się na myśl o dziaraniu kolejnej tępej laleczki. 
- Jak coś ci się nie podoba to spieprzaj.- Warknęłam wychodząc zza zasłonki z koralików. 
- Nie tak ostro.- Powiedział jakiś pijany facet. Jego głos wydawał mi się znajomy, ale zignorowałam to i nawet na niego nie patrząc poszłam wszystko przygotowywać. 
- Chcecie coś? 
- Ta, chce jej imię na ramieniu. 
- Spoko, siadaj ja się wszystkim zajmę.- Tak jak zawsze, przygotowałam pigmenty, igły i pistolet. Nałożyłam rękawiczki i wzięłam płyn do dezynfekcji, a kiedy chciałam zabrać się za jego ramię o włos nie wypuściłam butelki z rąk. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem.
Na fotelu siedział dobrze mi znany blondyn blondyn z potarganymi włosami. Był tak zalany, że ledwo trzymał głowę prosto, a ta i tak co chwila opadała mu na ramię.  
- To pana dziewczyna? 
- Poznałem ją 20 minut temu. Obciągała mi w kiblu, ale może być moją laską.- Spojrzałam na dziewczynę, a ona spłonęła rumieńcem. Wszystko jasne, jakaś groupie wykorzystuje nachlanego McKagana. 
- Jak ma na imię?- Chłopak zrobił zamyśloną minę i wzruszył ramionami. 
- Jak się nazywasz złotko?- Spytałam ze złośliwym uśmieszkiem, a ona coraz bardziej speszona odpowiedziała:
- Sandy. 
- Aha, okej Sandy, poczekajcie tu.- Powiedziałam śmiejąc się. 
Cholera, przecież nie będę okaleczała członka ulubionego zespołu. Wyszłam na zaplecze i wyciągnęłam czarną i czerwoną farbę. Wróciłam i napisałam imię otaczając je różami. Oczywiście wszystko zmywalnym barwnikiem. Kazałam mu zamknąć oczy i przylepiłam mu papier robiący "pieczątki". 
- Myślałem, że będzie bardziej bolało. 
- No widzisz jaka jestem delikatna.- Sandy...odchrząknęła głośno przypominając nam o swojej obecności. 
- Masz to na koszt firmy i możesz już spadać.- Uśmiechnęłam się, a zaraz po tym wyszedł z dziewczyną za rękę. Minął się z moim zmiennikiem, a kiedy drzwi się zamknęły podbiegłam do niego i zaczęłam wykrzykiwać podniecona. 
- Ty go widziałeś?! 
- No pewnie. Co to za cizia? 
- Nie wiem, chciał jej imię na ramieniu, ale zrobiłam mu zmywalny tatuaż, bo jutro pewnie nie będzie pamiętał kim ona jest.- Rick zaczął śmiać się na cały głos. 
- Nie chciałbym się obudzić z czymś takim. Dobrze, że nie zrobiłaś mu prawdziwego.- Znów się zaśmiał.- Jak można być takim idiotą. 
- Cicho bądź, nie jest idiotą. 
- Podoba ci się co? 
- Nawet go nie znam. Po prostu jestem fanką.- Uśmiechnęłam się delikatnie i ubrałam kurtkę. 
- Mogę już iść, nie? 
- Pewnie, do jutra.- Posłał mi oczko, a ja wybiegłam na świeże powietrze.  Co to była za dziwaczna akcja...ale jestem z siebie dumna, że pomyślałam i wybrnęłam z tego debilnego pomysłu bez robienia scen. Stanęłam na krawędzi chodnika i zamachałam na taksówkę, która oczywiście się nie zatrzymała. 
Świetnie, środek nocy, a ja wracam do domu na piechotę. Zaczęłam wolno szurać nogami w stronę swojej przecznicy oddychając przy tym zimnym powietrzem. Pod moją kamienicę dostałam się bez szwanku, co dziwne. Na tej ulicy zawsze kogoś okradają. Jednak mam cholerne szczęście. Złapałam za klamkę i przyciągnęłam drzwi do siebie. Nic się nie stało. No prawie...uderzyłam się w nos. Super, zapeszyłam. Znów zaciął się zamek. Przeszłam do zaułku i wlazłam na schody pożarowe. 
Wspięłam się po nich szybko do góry i wlazłam przez okno do sypialni mojego współlokatora-przyjaciela. Oczywiście już smacznie spał jak na grzecznego chłopca przystało, ale musiałam zepsuć mu sielankę. Nie wytrzymałabym do rana z przechwałami. 
Wzięłam rozpęd i skoczyłam na niego. Przestraszył się tak bardzo, że spadł z łóżka. 
- Co ty odpierdalasz?!- Wrzasnął z ziemi. Podparłam głowę na łokciach leżąc na brzuchu. Cały czas go obserwowałam mimo tego, że było ciemno. Zapalił światło i spojrzał na mnie marszcząc brwi. 
- Miałeś naprawić zamek, nie będę znów włamywała się do własnego mieszkania.- Uśmiechnął się przepraszająco i usiadł obok. 
- Przepraszam, zapomniałem. 
- Mniejsza. Zgadnij kto dziś był moim klientem! 
DUFF MCKAGAN!- Krzyknęłam szczerząc się od ucha do ucha, a Doug odsunął się ode mnie. 
- Żarty sobie ze mnie robisz?! 
- Poważnie, ale nie mam niczego na dowód bo był z jakąś groupie.- Dou objął mnie ramieniem i uśmiechnął się pocieszająco. 
- Zazdroszczę ci tak czy tak, ale spieprzaj z mojego pokoju, bo muszę naprawić zamek przed pracą.- Uniosłam ręce w poddańczym geście i zniknęłam za drzwiami jego pokoju. 
Byłam już męczona całym tym dzisiejszym dniem. Dowlekłam się do łazienki, zruciłam z siebie wszystko i stanęłam pod prysznicem. Nadal nie chciało mi się wierzyć, że spotkałam Duffa. To fajne uczucie mimo, że nawet nie gadaliśmy. 
Odprawiłam całą wieczorną toaletkę i ruszyłam do sypialni. Położyłam się do łóżka i zgasiłam światło. Jednak przed zaśnięciem złożyłam ręce i popatrzyłam w sufit. Proszę, daj mi go spotkać jeszcze raz. Po tym od razu odpłynęłam. 

Rano obudziło mnie jakieś stukanie. No tak, to Doug naprawiał zamek na dole. 
Nie mogłam się nawet porządnie wyspać przed pracą. Zwlekłam się z łóżka. 
Włożyłam za dużą koszulkę, wełniane skarpety za kolana i ledwo żywa poszurałam do kuchni. 
Zrobiłam sobie mocną kawę i zapaliłam porannego papieroska. Tak, idealne śniadanie. Z kubkiem płynnego szczęścia pomaszerowałam na dół zobaczyć jak idzie mojemu przyjacielowi. Chyba nie było najlepiej bo co chwile przeklinał pod nosem i czymś rzucał. 
- Jak ci idzie? 
- Spóźnię się do pracy.- Zaśmiałam się złośliwie i wzięłam łyka kawy. 
- Trzeba było zrobić to wczoraj. 
- Nie odzywaj się do mnie!- Burknął. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do naszego mieszkanka. Dokończyłam kawę i poszłam się ubierać. Nie miałam żadnego pomysłu na to co mogę robić w domu do południa. 
Rozkopałam włosy, włożyłam spodenki, koszulkę z Iron Maiden i czarne kowbojki. Nie zamierzałam się jakoś specjalnie stroić, w końcu szłam do pracy. 
Postanowiłam, że pójdę wcześniej i poproszę Ricka o zrobienie mi tatuażu, takiego o jakim marzyłam od dawna. 
Z entuzjastycznym nastawieniem powędrowałam w kierunku studia. Czas mijał mi tak szybko, że nie zauważyłam kiedy znalazłam się przed wejściem. 
Wlazłam do środka i spojrzałam na Ricka zagadanego z jakimś kolesiem. 
- To ona.- Usłyszałam głos kumpla i odwróciłam się napięcie.
- Co ja?!- Spojrzałam poddenerwowana i zobaczyłam dobrze mi już znaną twarzyczkę. Uśmiechnęłam się na jego widok i spojrzałam w górę mówiąc bezgłośnie "dziękuję". 
- Robiłaś mi wczoraj tatuaż? 
- Tak, napisałam ci zmywalną farbą "Sandy", nie pamiętasz? Imię twojej nowej dziewczyny.- Zaśmiałam się, a on podszedł bliżej. 
- Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć. 
- Za co? 
- Za to, że pomyślałaś za mnie.- Zarumieniłam się delikatnie spuszczając wzrok. 
- Drobiazg. 
- Może wyskoczysz ze mną na obiad, albo do baru? 
- Z miłą chęcią.- Mogłam się stroić. Cholera. Zaklęłam w myślach i spojrzałam na współpracownika nie mogąc odkleić uśmiechu z twarzy. 
- Możemy iść teraz? 
- Rick, mogę? 
- Leć mała.- Uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam i spojrzałam na Duffa przytakując głową. Pchnął mnie delikatnie w stronę drzwi i poszliśmy. 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Prolog.

Nałożyłam białe gumowe rękawiczki. Wzięłam do rąk płyn do dezynfekcji. 
Wylałam dość sporo na chusteczkę i przyłożyłam do ramienia mojemu klientowi. Zamoczyłam igły w pigmencie i załadowałam pistolet. Kiedy już wszystko było gotowe zabrałam się do pracy. Wystarczyło wcisnąć guzik, a igła zaczęła nakłuwać skórę faceta wpuszczając w nią farbę. Był ogromny i zarośnięty, ale i tak co jakiś czas spinał mięśnie z bólu.  
Zawsze podobał mi się proces tworzenia tatuażu. Potrzebny jest ból do stworzenia czegoś pięknego. Dlatego wybrałam tą pracę. 
Od początku wiedziałam czego chce choć miałam zadatki na kogoś znacznie większego. Mogłabym teraz siedzieć przy mahoniowym biurku, wypełniać papierzyska, wysyłać sekretarkę po kawę i narzekać, ale wybrałam to. Kocham moje życie, nikt niczego mi nie narzuca, nie muszę martwić się o nic oprócz własnego tyłka. Całe noce mogłam szlajać się po barach, wstawać w południe i odpoczywać w pracy popijając darmową kawę. Żyć nie umierać. 



Jak zawsze po wykonaniu zadania zapaliłam papierosa i usiadłam przy oknie ubabranym śladami palców. Było już ciemno, a widok oświetlały mi tylko kolorowe lampki i reklamy. Tak, to właśnie jedna z "uroczych" dzielnic Sunset.
Mimo wszystko kochałam to miejsce i  każdego wieczora przyglądałam się ludziom idącym do klubu tanecznego z muzyką na żywo. Czasem sama się tam wymykałam kiedy nie było pracy, ale rzadko znajdowałam coś dla siebie.



Zaciągnęłam się dymem i spojrzałam jeszcze raz na tabliczkę z nazwą zespołu, który miał dziś występować. Wytężyłam wzrok, bo chyba coś mi się przewidziało. Aż zakrztusiłam się z wrażenia.  
Gu...Guns N' Roses?! Nie wierzę!
Jakim cudem zgodzili się zagrać w tej dziurze?! 
Dobra, to Los Angeles, zawsze tu grają, ale to jedna z najpaskudniejszych ulic w całym mieście.
Poprawiłam spódniczkę, włosy i wywiesiłam karteczkę "zaraz wracam" na drzwiach. Niby nie powinnam nigdzie wychodzić, nie na stażu, ale zawsze lubiłam urywać się na koncerty, a tego nie mogłam przepuścić! Z resztą i tak nikogo nie było. Przebiegłam na drugą stronę ulicy. Z dostaniem się do środka nie miałam najmniejszego problemu. Nikt jakoś specjalnie nie pilnował wejścia. Przepchnęłam się przez tłum ludzi pod scenę i wlepiłam wzrok w zespół. 
Zaczęło się od cichych pociągnięć strun i nagle doszły energiczne uderzenia w bębny. To początek It's So Easy.  Axl skakał po całej scenie i wyginał biodra na wszystkie strony, od samego patrzenia robiło się ciepło na całym ciele. Nie wiem czemu, ale ta piosenka zawsze budziła we mnie agresje. Miałam ochotę coś rozwalić i podobało mi się to. Ostatecznie postanowiłam zachować spokój, nie drzeć się jak inne fanki, nie skakać. Po prostu stać i gapić się na nich. W końcu szaleństwo pod sceną nie sprawiłoby, że byłabym bardziej zauważalna niż w tym momencie. Wyjęłam z kieszeni za dużej ramoneski paczkę papierosów, włożyłam jednego do ust i odpaliłam zaciągając się od razu. 



~
Mam nadzieję, że się podoba. Jak nie to piszcie, a od razu dam sobie spokój.