wtorek, 7 maja 2013

8.▼ I need you right now.

Wybaczcie, że tyle to trwało, ale chyba na prawdę nie dało się wcześniej :C 




-kilka tygodni później-


Poczułam chłodny powiew wiatru na rozgrzanej skórze i od razu się rozbudziłam.
Spojrzałam na miejsce obok mnie, Duff spał nadzwyczaj słodko. Już dawno go takiego nie widziałam.
Wyskoczyłam z łóżka uśmiechając się. Chwyciłam aparat z szafki i zdjęłam z niego kołdrę.
Weszłam ostrożnie na łóżko i stanęłam nad nim w rozkroku, tak żebym miała jego biodra między nogami.
Zrobiłam kilka zdjęć i flesz zaczął mu przeszkadzać. Rozciągnął się i spytał zaspanym głosem.
- Co ty robisz? - Zaśmiałam się tylko i usiadłam na nim. Zaczęłam całować go po policzkach. W końcu i on się uśmiechnął. Zabrał aparat i zrobił jedno zdjęcie mi.- Chodź do mnie.- Szepnął wyciągając ręce w moją stronę. Położyłam się obok, wtuliłam się w niego mocno, a on strzelił jeszcze jedną fotkę.
- Wiesz co chce ci teraz powiedzieć?- Spytałam wesoło.
- Że mam wypierdalać z twojego łóżka?
- No dokładnie.- Zaśmiałam się i zwaliłam go kopniakiem. Usłyszałam tylko huk, plask gołego ciała o parkiet i głośny syk. Chłopak podniósł się na łokciach i zaczął wdrapywać się na łóżko.
- Boli...- Wyjęczał przewlekle. A ja wciągnęłam go tak, że położył się na mnie.
- Mam ucałować?- Przytaknął i rozłożył się na plecach.
- Upadłem na brzuch, klatę, ramiona...
- Mhym...- Zaczęłam całować go w wymienionych miejscach. Od podbrzusza, do szyi.- Muszę iść do pracy.- Wyjęczałam, a on zerwał się do pozycji siedzącej.
- Nie cierpię tego. Zawsze kiedy chce spędzić z tobą  dzień ty uciekasz do pracy.
- Muszę zarobić na rachunki.
- Po co? Przecież mam tyle kasy, że wystarczy na najbliższe kilka lat przy sporych wydatkach. Po za tym możesz sprzedać mieszkanie i wprowadzić się do mnie.
- Nie mogę, źle bym się czuła jakbyś płacił za wszystko.
- Większość dziewczyn tylko o tym marzy.
- Ale ja nie jestem jak większość, zapomniałeś?
- Pewnie, że nie. Przecież dlatego z tobą jestem.- Uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam z łóżka.
- Tylko dlatego? - Spytałam podejrzliwie.
- No i jeszcze trochę cię kocham.
- Masz ochotę na szybki prysznic? - Blondyn przytaknął i wyrwał w stronę łazienki. Szłam zaraz za nim starając się nie potknąć o żadną rzecz leżącą na ziemi. Odkąd Jason i Benson u mnie zamieszkali dom to istny burdel. Wszędzie walały się ubrania, rozszarpane części czegoś co rozwaliła ta kudłata bestia, opakowania po żarciu i butelki. Co prawda chłopaków już dawno nie ma w mieście, ale syf został i chyba szybko nie zniknie.

-Steven-

Wziąłem głębszy wdech wciągając do nosa czyjeś włosy.
Otworzyłem oczy odsuwając głowę i spojrzałem na śpiącą dziewczynę, wtuloną w moją pierś.
Miała burzę kręconych, farbowanych na rudo kłaków, które przysłaniały jej większość twarzy.
Skrzywiłem się i delikatnie wyswobodziłem się z jej uścisku.
Wyskoczyłem z łóżka i zacząłem ubierać się w moje rzeczy porozrzucane po podłodze.
Odwróciłem się jeszcze raz w jej stronę by upewnić się, że na pewno śpi, a zaraz po tym zwinąłem się z jej mieszkania.
Na początku trudno mi było się zorientować gdzie właściwie jestem, więc złapałem taksówkę i kazałem się odwieść do mojego domu.
Jak się okazało całkiem nieźle wczoraj zabalowałem, bo skończyłem na obrzeżach miasta, a sam kurs kosztował mnie 40 dolców.
Wszedłem do siebie i natychmiast zrzuciłem brudne rzeczy. Poszedłem do lodówki i wyciągnąłem maselniczkę, w której zwykle trzymałem średnich rozmiarów kopczyk kokainy.
Położyłem ją na stole i uformowałem kilka kresek, które następnie wciągnąłem przy pomocy banknotu.
Nie musiałem czekać długo na odlot. Zadowolony z życia udałem się do łazienki i wszedłem pod prysznic.
Strumienie ciepłej wody spływały po moim ciele, a ja z uwagą obserwowałem drzwi, bo cały czas wydawało mi się, że zagląda do mnie jakiś podejrzany cień.
Był sprytny, pojawiał się kiedy przymykałem oczy, więc postanowiłem go przechytrzyć.
Odwróciłem głowę powoli w bok, a potem bardzo szybko i gwałtownie spojrzałem na drzwi.
Miałem rację, półprzezroczysta postać zamachała mi, a ja odskoczyłem ze strachu.
Na moje nieszczęście poślizgnąłem się na mokrej posadzce i upadłem zwalając na siebie słuchawkę prysznica.
Nie poczułem żadnego bólu, ale już nie chciało mi się podnosić, tak też było całkiem fajnie.

Straciłem rachubę czasu, ale zacząłem dochodzić do siebie i doszedłem do wniosku, że wypada się dzisiaj pokazać w studiu.
Podniosłem się z ziemi i owinąłem się ręcznikiem w pasie.
Wychodząc z kabiny przetarłem dłonią zaparowane lustro i przejrzałem się w nim.
Miałem lekko rozciętą skroń, ale to pewnie wina słuchawki.
Zakląłem cicho szukając jakiejś apteczki.
W końcu znalazłem.  Przykleiłem plaster do rany i zacząłem się ubierać. W między czasie zerknąłem na zegarek, miałem już niezłą obsuwę, ale pewnie nie tylko ja. Z resztą wszystko jedno, bo moje partie zawsze są ostatnie.
Wyszedłem z domu i pokierowałem się prosto do studia.

Na miejscu Axl szalał z wściekłości i wydzierał się na wszystkich. Z tego co udało mi się ustalić wściekł się, bo mikrofon zniekształcił jego głos, a potem zaczął rozwalać sprzęt.
Cały wiewiór, nie może być spokojny nawet przez chwilę.
Czasem miałem ochotę powiedzieć na głos co o nim myślę, ale po dłuższym namyśle to nie ma sensu, bo i tak nie weźmie tego do siebie, a ja stanę się w jego oczach wrogiem.
Zignorowałem go i usiadłem obok Duffa i Saula, którzy również przyglądali się uważnie całemu zajściu.
- Nikt go nie powstrzyma?
- Po co?- Spytał mulat odgarniając włosy z twarzy. Spojrzałem na Duffa, który tylko wzruszył ramionami, a potem znów na Slasha. Nikt sobie z tego nic nie robił i z jednej strony to dobrze, a z drugiej tylko tracimy forsę na szkody, które robi tu ten palant. Nie mam pojęcia kto tak zakręcił właścicielem, że jeszcze nas nie wywalił.
Kiedy Rose w końcu przestał demolować studio zabraliśmy się do pracy. To znaczy niektórzy się wzięli, bo inni mieli po prostu rozwalony sprzęt. Ja niestety byłem jednym z nich i siedziałem w fotelu czekając aż Izzy skończy brzdąkać.
W między czasie zadzwoniła Vivien prosząc Duffa do telefonu. Przez co oderwała go od zajęć na dobre pół godziny. Kiedy wrócił miał minę sugerującą, że coś się stało.
- Co jest? - Spytałem od niechcenia.
- Powiedziała, że mam dziś nie przychodzić i spać u siebie.- Uniosłem podejrzliwie brew do góry i zacząłem się nad tym zastanawiać.- Chyba coś się stało.
- Jak chcesz mogę do niej iść i to sprawdzić.
- Dzięki stary, zadzwoń jak tylko się czegoś dowiesz.- Uśmiechnąłem się na znak, że przyjąłem to do wiadomości, a on rzucił mi klucze, po czym ruszyłem w stronę jej dzielnicy.
Po około 20 minutach byłem na miejscu. Przekręciłem cicho kluczyk w zamku i dostałem się do środka.
Było cicho jak w grobie, a dookoła walało się wszystko. Wyglądało to jak po włamie. Rozejrzałem się po całym salonie i kuchni, ale nie było tam ani śladu po Viv.
Zakradłem się cicho do jej sypialni i uchyliłem drzwi zaglądając do środka.
Tak jak myślałem, była w środku. Leżała na łóżku i łkała do poduszki.
Wszedłem do środka i usiadłem obok głaszcząc ją po plecach. Po jakimś czasie odwróciła się patrząc na mnie spuchniętymi oczami, nie jestem nawet pewien czy widziała mnie przez łzy.
- Co się stało?
- Jeśli powiesz komukolwiek to cię zabiję.- Powiedziała trzęsącym się głosem i podniosła z ziemi torbę, z której wysypała wszystko na łóżko.
Wzięła do ręki jakieś trzy plastikowe gówna przypominające długopisy i podała mi.
- Co to jest?- Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na obiekty trzymane przeze mnie.- Żartujesz kurwa? Co to są dwie kreski?!
- Jestem w ciąży z Duffem.- W tym momencie parsknąłem śmiechem chociaż sprawa była bardzo poważna, a przez to dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej. Pokręciłem głową uspokajając się i spojrzałem na nią z najpoważniejszą miną jaką w życiu zrobiłem.- Nie żartujesz...- Zmarszczyłem brwi i przytuliłem ją mocno do siebie.
- Musisz mu powiedzieć.
- Nie! Nie o tym! Jak myślisz, co zrobi jak się dowie?
- Nie wiem, pewnie się tobą zaopiekuje.
- Albo pojedzie w trasę do której nie zostało dużo czasu.- No nie wiem czy tak niedużo, bo przez Axla nie mamy sprzętu...Pomyślałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Raczej to pierwsze, więc nie widzę problemu.
- To jest problem! Nie zabierze dziewczyny w ciąży na wycieczkę po kraju pełnej prochów i alkoholu, a to znaczy, że zostanie ze mną. Nie chce żeby został, bo to przekreśli jego marzenia, a po za tym gdzie znajdziecie w takim tempie basistę, który nauczy się wszystkich kawałków? - Przygryzłem wargę słuchając jej z uwagą. Miała racje, a tak na prawdę żadne z nas nie wie jak on zareaguje. Chociaż jedno jest pewne. Wkurwi się.
Złapałem za testy i wywaliłem je przez okno. Wróciłem do niej i znów przytuliłem ją mocno.
- Nie martw się. Jakoś to będzie, zadbam o to żeby się nie dowiedział.- Uśmiechnąłem się pocieszająco, a ona znów zalała się łzami.