piątek, 22 lutego 2013

7.▼ If our love goes up in flames It's a fire I can't resist


Szczerze, to nawet tego nie przeczytałam, ale ilościowo widzę, że krótkie.Mam tylko nadzieję, że coś z tego wyszło (chociaż o tej godzinie mój umysł działa raczej słabo) Za to wiem co chcę napisać dalej i jutro na pewno się za to zabiorę. Przepraszam, że tak długo niczego nie dodawałam, ale jeden gość podprowadził mi zeszyt, w którym była zanotowana część rozdziału, przeczytał,  i samo pisanie zrobiło się dziwnie krępujące.
Miłego czytania c:

~






Szłam przez Sunset Strip z wrażeniem, że podeszwy moich trampek rozpuszczą się na ziemi. Było cholernie gorąco, makijaż spływał mi po twarzy razem z potem, i czułam się po prostu...zajebiście. To był jeden z niewielu dni, w które chciało mi się odstawiać, a tu takie coś.
Wkurzona weszłam do klimatyzowanego salonu tatuażu i od razu rzuciłam się do adaptera puszczając "Jump in the Fire". 
Poszłam na zaplecze i zaczęłam grzebać w lodówce w poszukiwaniu jakiegoś zimnego napoju. 
Przesunęłam coś, co chyba już dawno spleśniało i zaczęło rodzić się na nowo, a moim oczom ukazało się zbawienie. Nie tknięta, dobrze schłodzona puszka piwa. Boże, zmieniam się w faceta. Wyciągnęłam trunek i przyłożyłam do rozgrzanego czoła. 
- A tam, jebać to.- Powiedziałam do siebie i szybko otworzyłam puszkę biorąc kilka sporych łyków. Jestem złym pracownikiem. Zaśmiałam się i przeszłam do pomieszczenia głównego. 
Wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. 
Po kilku zaciągnięciach zaczęłam się krztusić dymem. Co jest kurwa...Zgasiłam prawie całego szluga o ścianę. Fakt, nie paliłam od dłuższego czasu, ale bez przesady. Jeszcze nie tak dawno  mogłam spalić całą paczkę do samego filtra, a teraz mnie dusi. Chyba sprzedali mi jakieś trefne gówno, ale to nic. Takie głupstwo nie zepsuje mi tego dnia. W końcu znalazłam piwo. Przysiadłam przy oknie i zaczęłam naśmiewać się z ludzi. Wszyscy ważniacy wracali z przerwy na lunch. W tym potwornym ukropie, w garniturach, pod krawatem i pozapinani pod samą szyję, biegali jakby coś ich płoszyło. 
Szefowie, traktowali ich jak cyborgi nie biorąc pod uwagę zmian pogodowych. Przykre.
Przeczesałam dłonią włosy i wzięłam jeszcze kilka łyków piwa.

Puszka była nieduża,  więc nie starczyło mi trunku na długo. Po jakimś czasie zaczęło mnie nosić, tak strasznie chciało mi się  więcej gorzkiego napoju.
Wyjęłam z portfela 20 dolców i pobiegłam do sklepu obok. Kupiłam zgrzewkę piwa i wróciłam do roboty.
Schowałam wszystko do lodówki i wyjęłam sobie jedną. Ja też potrzebuję przerwy na lunch. Pomyślałam i wlałam w siebie tyle ile byłam w stanie zmieścić na raz.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego od tylu dni nie mieliśmy ani jednego klienta. W tej okolicy nie było aż tylu podobnych lokali. Może tatuaże zaczęły wychodzić z mody... Właśnie, dzisiaj Rick miał mi jeden zrobić. Proszę go od kilku miesięcy i cały czas się za to zabieramy.
Znów zaczęłam dobierać się do czerwonych i tym razem było mi wszystko jedno jak smakują.
Włożyłam papierosa w usta i usiadłam na fotelu. Odpaliłam go i zaciągnęłam się delikatnie, jakbym bała się kolejnego rozczarowania. Tym razem nie miałam z tym żadnych problemów. Ucieszyło mnie to, jeszcze musiałabym zmienić ukochaną markę. To byłoby jak Slash zmieniający gitarę z Gibsona na Yamahę-nie do przyjęcia.
Spojrzałam na zegarek. Super, jeszcze godzinka i mogę się zmywać. Może przy odrobinie szczęścia trafi się jakiś klient. Mam szczerą nadzieję, bo nie dostanę pensji. Ach te uroki profesji.
Zaciągnęłam się i wypuściłam kółka z dymu śmiejąc się przy tym. Piosenki zmieniały się co parę minut, aż trafiło na znienawidzony przeze mnie utwór.
Pociągnęłam łyka piwa i wstałam żeby zmienić płytę. Pierwsze było I Wanna Be Sedated.
Ta piosenka pobudzała mnie do tańca. Postawiłam pustą puszkę na parapecie i poszłam po kolejną. Znów rozsiadłam się w fotelu gapiąc się to na plakaty na ścianach, to na puste miejsca.
Zaczęłam się zastanawiać co bym zmieniła gdyby to miejsce było moje i doszłam do wniosku, że pomalowałabym wszystko na czarno i zamontowała bardziej przytłumione światło. Może jeszcze pobawiłabym się sprejami, żeby w końcu nabrało to klimatu jak na reszcie Strip.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoneczek nad drzwiami. Spojrzałam w ich stronę i uśmiechnęłam się szeroko.
- Co tu robisz kotku?
- Skończyłem swoje partie i jestem wolny...Pomyślałem, że wpadnę.- Powiedział wesoło blondyn i podszedł bliżej. Zeskoczyłam z fotela i objęłam go za szyję.
- Cieszę się. - Musnęłam jego usta po czym przygryzłam dolną wargę.
- Chętnie porwałbym cię już do domu. Nie wiem czy pamiętasz, ale przed wyjazdem coś mi obiecałaś, a rano tak szybko wyskoczyłaś, że nie zdążyłem ci przypomnieć.- Faktycznie, obiecałam, że nie wypuszczę go z łóżka, ale co ja poradzę...Praca jak zając, trzeba ją gonić.- Pomyślała osoba umierająca z nudów, bo nie ma nic do roboty.
- Jakoś ci to wynagrodzę.- Powiedziałam robiąc dzióbek z ust. Popatrzył na mnie przez krótką chwilę, uśmiechnął się szelmowsko, po czym mocno wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek czując jego język na moim podniebieniu. Zaczęłam popychać go w stronę fotela, powoli, żebyśmy się nie rozłączali.
Kilka sekund później opierał się o niego. Położył rękę na moim tyłku i zjechał  na udo, za które mnie chwycił i podniósł do góry. Pchnęłam go mocno, tak żeby się położył. Przyciągnął mnie do siebie, więc usiadłam na nim okrakiem i znów zaczęłam go całować. Czułam jego ręce na pośladkach i piersi, więc nie pozostawałam mu dłużna. Zaczęłam jeździć po jego kroczu, aż jego przyjaciel się naprężył. Oblizałam jego wargę, a on włożył mi rękę pod koszulkę. Miał twarde i szorstkie ręce, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Drugą ręką przyciągnął mnie za podbródek i znów namiętnie pocałował.
Czułam jak jakieś dziwne prądy przechodzą przez całe moje ciało. Cała płynęłam.
- Ekhem!- Czyjeś odchrząknięcie rozniosło się echem po pomieszczeniu równo z dzwonkiem.- Jeszcze chwila i przeleciałbyś ją na moim fotelu.- Odwróciłam się spłoszona, w stronę drzwi. Jedna odetchnęłam z ulgą widząc, że to tylko Rick.
- Pierdol się.- Powiedziałam przez śmiech, a zdyszany McKagan zabrał ręce i zaczął poprawiać moją koszulkę,  potem swoje spodnie.
- Sorry stary. Poniosło nas.- Powiedział po czym sam się zaśmiał.
- Nie no spoko, ja tak z czystej dobroci serca. Urządzacie zajebisty teatrzyk, połowa Sunset podziwia was przez to w chuj duże okno.- Zaśmiał się najgłośniej z nas wskazując na przechodniów- podglądaczy. Poczułam jak rumieniec oblewa mi całą twarz. Szybko zeskoczyłam z fotela i zaczęłam poprawiać włosy.
- Uroki obściskiwania się w miejscu publicznym.- Uśmiechnęłam się szeroko i złapałam Duffa za rękę.
- Dobra, my tu gadu gadu, a jak cię znam to zaraz się zmyjesz.
- No a myślisz, że będę tu siedziała na twojej zmianie jak odbębniłam swoją?
- Po prostu wydawało mi się, że coś planowaliśmy, ale jak zmieniłaś zdanie to spoko.- Odczekałam chwilę, aż mój mózg przetworzy dane i uderzyłam się z płaskiej dłoni w czoło.
- Faktycznie. Wybacz wyleciało mi.
- Co knujecie? - Spytał blondasek.
- Miał mnie w końcu wydziarać, od kilku miesięcy proszę.
- Co konkretnie?
- Miał mi zrobić rękaw z różnych wzorów.- Spojrzałam na niego, skrzywił się delikatnie i wziął głęboki wdech.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Lepiej zrób sobie coś dyskretnego, żeby tylko wyjątkowi ludzie mogli to oglądać.- Puścił mi oczko i uśmiechnął się cwaniacko oblizując wargę.
- Narysuj mi.-Chwyciłam marker leżący na stoliku i podałam mu. Wziął go w zęby i zdjął moją koszulkę. Przesunął lekko stanik i przyłożył rękę do piersi. Zaczął coś bazgrać, a ja i Rick przyglądaliśmy mu się uważnie. Kiedy skończył ja miałam narysowane pół serca z literą "D", a on na dłoni między dużym palcem, a wskazującym drugie pół z "V". Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go delikatnie.
- Jak to wymyśliłeś?
- Szczerze to Steven Tyler, mówił mi kiedyś, że ma taką wizje, ale nie wie jak ją wykorzystać.
- Ricky, skocz po igłę.- Przytuliłam się do McKagana i szepnęłam mu na ucho "kocham cię", na co on pogładził mój policzek nosem.
Pierwszy dał swoją rękę Duff. Wpatrywałam się w niego cały czas, ale jego twarz nie zdradzała żarnych emocji. Jakby nie czuł bólu. Ze mną było gorzej. Cały czas zaciskałam zęby i odwracałam głowę. Chciało mi się ryczeć, ale dałam radę. Zastanawiało mnie tylko jak basista to zniósł. Czasem nawet najwięksi twardziele się wykrzywiają. A on nic, mimo tego, że wybrał jedno z bardziej bolesnych miejsc.  Po skończonej robocie Duff znów przyłożył swoją część do mojej. Wyszło ślicznie i bardzo prosto, bez żadnych kolorowych ulepszeń i wypełnień, czarna otoczka i litery.
Rick wyciągnął aparat i zrobił nam zdjęcie w takiej pozycji. Często robiliśmy zdjęcia gotowych tatuaży i wysyłaliśmy do różnych pism, ale to musiałam zatrzymać tylko dla siebie. Mieliśmy Polaroida, więc zdjęcie wywołało się samo, niemalże natychmiast. Spojrzałam na nie uśmiechając się.
- Tego zdjęcia wnukom nigdy nie pokażę.- Zaśmiałam się, a Duff natychmiast mnie poprawił.
- Nie tylko tego, większość naszych zdjęć jest nie na pokaz.- Ricky znów głośno odchrząknął i spojrzał na nas.
- Dobra, spadajcie skąd, bo widzę, że macie ciągoty jak cholera.
- Zazdrościsz?- Spytałam złośliwym tonem.
- Tak. Ja nie mam kasy nawet na dziwkę.- Naburmuszył się.
- Na pocieszenie masz zgrzewkę piwa w lodówce.- Powiedziałam wkładając koszulkę.
- Pewnie, piwo lepsze od dupy, dzięki.
- Wybacz, ja ci swojej nie pożyczę.- Rzucił żartobliwie Duff i wyciągnął mnie na zewnątrz.
Był śliczny wieczór, temperatura zrobiła się idealna, a przez światła bilbordów i latarni nie było widać nieba. Pociągnęłam basistę do przodu, a on leniwie się za mną powlókł.
- Gdzie idziemy, do mnie, do ciebie...do Rainbow?
- W sumie napiłbym się czegoś.- Dogonił mnie, objął mocno w pasie i przyciągnął jak najbliżej.

W barze przeszliśmy na tyły w stałe miejsce Gunsów, gdzie codziennie polowali na nowe laski. Wszyscy jak zawsze obecni.
Przywitałam się i już chciałam usiąść kiedy Duff chwycił mnie za rękę i krzyknął.
- Patrzcie ludzie, jakie zajebiste.- Pociągnął dekolt mojej koszulki lekko w dół i połączył nasze tatuaże.
- No fajne, ale ja tu widzę coś co jest jeszcze lepsze.- Zaśmiał się Steven poruszając zabawnie brwiami. Basista natychmiast zabrał rękę, a ja poprawiłam koszulkę siadając obok Popcorna.
- Głupek.- Zaśmiałam się i przytuliłam się do jego boku. McKagan usiadł gdzieś na przeciwko zostawiając mnie z przyjacielem, który objął mnie ramieniem.
- Dobra, skoro już wszyscy są to muszę wam coś powiedzieć.- Wyrwał wiewióra swoim nadzwyczaj skrzekliwym głosem.
- Czekamy panie Rose.- Odpowiedział zadowolony Hudson, który pewnie i tak świetnie wie o co chodzi, bo zawsze włóczy się wszędzie z rudzielcem.
- Kończymy nagrywać płytę w przyszłym tygodniu i jak tylko trafi do sklepów zaczynamy koncertować.
Razem ze Slashem i Nivenem już załatwiliśmy trasę w połowie Ameryki, mamy już 8 koncertów.
Na Florydzie, w Indianie, Ohio, Nowym Jorku i Wirginii.
- W chuj daleko.- Odezwałam się cicho.
- A będzie jeszcze dalej, wytwórnia obiecała mi podbój Anglii, a skoro oni zarabiają na tym więcej szmalu od nas to myślę, że uda się to załatwić.- Ja pierdole. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Spojrzałam po wszystkich, ale oni byli zbyt zajęci sobą. Każdy cieszył się jak tylko mógł, a ja czułam, że zaraz pęknie mi serce. Wstałam od stołu, co lekko zdziwiło innych i przykuło ich wzrok. Kurwa, zły ruch. 
- Idę zapalić.
- Ekhem, każdy pali w środku.- Zwrócił mi uwagę Izzy wyciągając papierosa z ust.
- Wiem, ale ja wolę robić to na zewnątrz.- Uśmiechnęłam się blado i zgarnęłam ze stołu czyjeś Route 66.
Wyszłam jak najszybciej, na zewnątrz oparłam się o zimny mur i wyciągnęłam papierosa. Włożyłam go do ust i zaczęłam nerwowo szukać zapalniczki. Kiedy już ją znalazłam nie mogłam jej odpalić. Krzesiwo się zacięło.
- Kurwa mać!- Zaklęłam głośno i wtedy przed moimi oczami pokazał się płomień. Odpaliłam papierosa i spojrzałam na tego, który podłożył mi ogień.
- Co z tobą?- Spytał Steven ze zmartwioną miną.
- Nic, po prostu głupia jestem. Umawiam się z rockmenem i zapominam o najważniejszym. Ma ruchome miejsca pracy. Teraz pojedziecie w trasę, ja zostanę w L.A. On będzie pieprzył kogo popadnie, ćpał, pił i świetnie się bawił, a ja będę robić to co zwykle. Nie będzie was pewnie kilka miesięcy i do tego czasu zapomni o mnie.- Kiedy tylko skończyłam Adler zaśmiał się głośno.
- Masz rację, jesteś głupia i zapominasz o najważniejszym. On cie kocha, wytatuował sobie pierwszą literę twojego imienia. Co znaczy, że zamierza wrócić. Co za debil zrobiłby tak zaraz przed swoim odejściem?
Jestem jego przyjacielem i znam jego wszystkie plany. Gdyby chciał spierdolić, pewnie bym ci teraz powiedział.- Uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a mi stanęły w oczach łzy. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
- Już dobrze?
- Tak, tylko nie mów nikomu, że aż tak się tym martwię. Zwłaszcza McKaganowi.
- Spoko. Wracamy?
- Nie mam ochoty, jeszcze znów mnie coś napadnie. Możesz powiedzieć Duffowi, że źle się poczułam i idę o domu?
- Jasna sprawa, poczekaj tylko 5 minut. Pewnie będzie chciał wracać z tobą.- Steve przytulił mnie ostatni raz i zniknął za drzwiami do baru. Po niecałej minucie basista był już na zewnątrz rozglądając się nerwowo.
- Co jest słońce?
- Nic, rozbolała mnie głowa, ale to nic, idź do chłopaków i bawcie się dobrze.
- Oszalałaś? Nie puszczę cię samej.- Powiedział i chwycił mnie pod rękę. Dobrze było go mieć przy sobie. Szkoda, że długo to już nie potrwa.

Wróciliśmy do domu, gdzie Jason lizał się na kanapie z tą jak jej tam...Sophie?
Kiedy tylko zrozumieli, że już jesteśmy ta mała odskoczyła od niego jak oparzona, przez co każdy zaczął się na nią gapić jak na dziwadło.
- Cześć młody, jak tam dzień?
- Zajebiście, a wasz?
- Też fajnie, mamy z Duffem po tatuażu i jeszcze bonus na dobre rozpoczęcie miesiąca.- Młody nie miał pojęcia o co może mi chodzić, więc tylko uniósł podejrzliwie brew do góry.
- Mamy trasę koncertową, dość sporą, zaliczymy pół kraju.- Powiedział podniecony blondyn.
- No i bardzo fajnie.- Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie. Niestety mi nadal nie widziała się utrata faceta na tak długo.
- Vivi, chyba nie gniewasz się, że przyprowadziłem Sophie, bez pytania?
- Jasne, że nie. Przecież ty też tu mieszkasz. Bawcie się dobrze, my z Duffem i tak mamy coś do załatwienia, więc nie będziemy się specjalnie włóczyli po mieszkaniu.- Posłałam mu oczko i pociągnęłam Kagańca za sobą.
Zaraz po zamknięciu drzwi zdjęłam z siebie wszystko oprócz bielizny i położyłam się na łóżku.
Duff położył się obok mnie i leżeliśmy tak dłuższą chwilę nic nie mówiąc.
- Ty się nie cieszysz.- Powiedział przerywając ciszę.
- Ja się po prostu trochę boję.
- Czego?
- Rozstania.
- To jedź z nami.
- Serio chcesz zabrać mnie w trasę?
- No jasne.- Podniósł się na łokciach i spojrzał na mnie, a uśmiech sam wkradł się mi na twarz.
Poczułam jak znów łączy nasze tatuaże. Steven miał rację. Pocałowałam go, a po kilku chwilach zaczęłam zdejmować w niego ubrania. Odpiął mój stanik i zaczął się bawić. Byłam pewna, że czekał na to od samego rana.
Jedną ręką zjechał na brzuch, potem na miednicę, aż zahaczył o linię majtek.
Włożył w nie rękę i zaczął mnie delikatnie pieścić. Jednak nie potrwało to długo. Wyciągnął rękę zerkając na nią.
- Okres ci się zaczął.
- Bogu dzięki, spóźniał się ze dwa tygodnie.
- Dzięki, że mówisz...
- Nie ma sprawy.