wtorek, 7 maja 2013

8.▼ I need you right now.

Wybaczcie, że tyle to trwało, ale chyba na prawdę nie dało się wcześniej :C 




-kilka tygodni później-


Poczułam chłodny powiew wiatru na rozgrzanej skórze i od razu się rozbudziłam.
Spojrzałam na miejsce obok mnie, Duff spał nadzwyczaj słodko. Już dawno go takiego nie widziałam.
Wyskoczyłam z łóżka uśmiechając się. Chwyciłam aparat z szafki i zdjęłam z niego kołdrę.
Weszłam ostrożnie na łóżko i stanęłam nad nim w rozkroku, tak żebym miała jego biodra między nogami.
Zrobiłam kilka zdjęć i flesz zaczął mu przeszkadzać. Rozciągnął się i spytał zaspanym głosem.
- Co ty robisz? - Zaśmiałam się tylko i usiadłam na nim. Zaczęłam całować go po policzkach. W końcu i on się uśmiechnął. Zabrał aparat i zrobił jedno zdjęcie mi.- Chodź do mnie.- Szepnął wyciągając ręce w moją stronę. Położyłam się obok, wtuliłam się w niego mocno, a on strzelił jeszcze jedną fotkę.
- Wiesz co chce ci teraz powiedzieć?- Spytałam wesoło.
- Że mam wypierdalać z twojego łóżka?
- No dokładnie.- Zaśmiałam się i zwaliłam go kopniakiem. Usłyszałam tylko huk, plask gołego ciała o parkiet i głośny syk. Chłopak podniósł się na łokciach i zaczął wdrapywać się na łóżko.
- Boli...- Wyjęczał przewlekle. A ja wciągnęłam go tak, że położył się na mnie.
- Mam ucałować?- Przytaknął i rozłożył się na plecach.
- Upadłem na brzuch, klatę, ramiona...
- Mhym...- Zaczęłam całować go w wymienionych miejscach. Od podbrzusza, do szyi.- Muszę iść do pracy.- Wyjęczałam, a on zerwał się do pozycji siedzącej.
- Nie cierpię tego. Zawsze kiedy chce spędzić z tobą  dzień ty uciekasz do pracy.
- Muszę zarobić na rachunki.
- Po co? Przecież mam tyle kasy, że wystarczy na najbliższe kilka lat przy sporych wydatkach. Po za tym możesz sprzedać mieszkanie i wprowadzić się do mnie.
- Nie mogę, źle bym się czuła jakbyś płacił za wszystko.
- Większość dziewczyn tylko o tym marzy.
- Ale ja nie jestem jak większość, zapomniałeś?
- Pewnie, że nie. Przecież dlatego z tobą jestem.- Uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam z łóżka.
- Tylko dlatego? - Spytałam podejrzliwie.
- No i jeszcze trochę cię kocham.
- Masz ochotę na szybki prysznic? - Blondyn przytaknął i wyrwał w stronę łazienki. Szłam zaraz za nim starając się nie potknąć o żadną rzecz leżącą na ziemi. Odkąd Jason i Benson u mnie zamieszkali dom to istny burdel. Wszędzie walały się ubrania, rozszarpane części czegoś co rozwaliła ta kudłata bestia, opakowania po żarciu i butelki. Co prawda chłopaków już dawno nie ma w mieście, ale syf został i chyba szybko nie zniknie.

-Steven-

Wziąłem głębszy wdech wciągając do nosa czyjeś włosy.
Otworzyłem oczy odsuwając głowę i spojrzałem na śpiącą dziewczynę, wtuloną w moją pierś.
Miała burzę kręconych, farbowanych na rudo kłaków, które przysłaniały jej większość twarzy.
Skrzywiłem się i delikatnie wyswobodziłem się z jej uścisku.
Wyskoczyłem z łóżka i zacząłem ubierać się w moje rzeczy porozrzucane po podłodze.
Odwróciłem się jeszcze raz w jej stronę by upewnić się, że na pewno śpi, a zaraz po tym zwinąłem się z jej mieszkania.
Na początku trudno mi było się zorientować gdzie właściwie jestem, więc złapałem taksówkę i kazałem się odwieść do mojego domu.
Jak się okazało całkiem nieźle wczoraj zabalowałem, bo skończyłem na obrzeżach miasta, a sam kurs kosztował mnie 40 dolców.
Wszedłem do siebie i natychmiast zrzuciłem brudne rzeczy. Poszedłem do lodówki i wyciągnąłem maselniczkę, w której zwykle trzymałem średnich rozmiarów kopczyk kokainy.
Położyłem ją na stole i uformowałem kilka kresek, które następnie wciągnąłem przy pomocy banknotu.
Nie musiałem czekać długo na odlot. Zadowolony z życia udałem się do łazienki i wszedłem pod prysznic.
Strumienie ciepłej wody spływały po moim ciele, a ja z uwagą obserwowałem drzwi, bo cały czas wydawało mi się, że zagląda do mnie jakiś podejrzany cień.
Był sprytny, pojawiał się kiedy przymykałem oczy, więc postanowiłem go przechytrzyć.
Odwróciłem głowę powoli w bok, a potem bardzo szybko i gwałtownie spojrzałem na drzwi.
Miałem rację, półprzezroczysta postać zamachała mi, a ja odskoczyłem ze strachu.
Na moje nieszczęście poślizgnąłem się na mokrej posadzce i upadłem zwalając na siebie słuchawkę prysznica.
Nie poczułem żadnego bólu, ale już nie chciało mi się podnosić, tak też było całkiem fajnie.

Straciłem rachubę czasu, ale zacząłem dochodzić do siebie i doszedłem do wniosku, że wypada się dzisiaj pokazać w studiu.
Podniosłem się z ziemi i owinąłem się ręcznikiem w pasie.
Wychodząc z kabiny przetarłem dłonią zaparowane lustro i przejrzałem się w nim.
Miałem lekko rozciętą skroń, ale to pewnie wina słuchawki.
Zakląłem cicho szukając jakiejś apteczki.
W końcu znalazłem.  Przykleiłem plaster do rany i zacząłem się ubierać. W między czasie zerknąłem na zegarek, miałem już niezłą obsuwę, ale pewnie nie tylko ja. Z resztą wszystko jedno, bo moje partie zawsze są ostatnie.
Wyszedłem z domu i pokierowałem się prosto do studia.

Na miejscu Axl szalał z wściekłości i wydzierał się na wszystkich. Z tego co udało mi się ustalić wściekł się, bo mikrofon zniekształcił jego głos, a potem zaczął rozwalać sprzęt.
Cały wiewiór, nie może być spokojny nawet przez chwilę.
Czasem miałem ochotę powiedzieć na głos co o nim myślę, ale po dłuższym namyśle to nie ma sensu, bo i tak nie weźmie tego do siebie, a ja stanę się w jego oczach wrogiem.
Zignorowałem go i usiadłem obok Duffa i Saula, którzy również przyglądali się uważnie całemu zajściu.
- Nikt go nie powstrzyma?
- Po co?- Spytał mulat odgarniając włosy z twarzy. Spojrzałem na Duffa, który tylko wzruszył ramionami, a potem znów na Slasha. Nikt sobie z tego nic nie robił i z jednej strony to dobrze, a z drugiej tylko tracimy forsę na szkody, które robi tu ten palant. Nie mam pojęcia kto tak zakręcił właścicielem, że jeszcze nas nie wywalił.
Kiedy Rose w końcu przestał demolować studio zabraliśmy się do pracy. To znaczy niektórzy się wzięli, bo inni mieli po prostu rozwalony sprzęt. Ja niestety byłem jednym z nich i siedziałem w fotelu czekając aż Izzy skończy brzdąkać.
W między czasie zadzwoniła Vivien prosząc Duffa do telefonu. Przez co oderwała go od zajęć na dobre pół godziny. Kiedy wrócił miał minę sugerującą, że coś się stało.
- Co jest? - Spytałem od niechcenia.
- Powiedziała, że mam dziś nie przychodzić i spać u siebie.- Uniosłem podejrzliwie brew do góry i zacząłem się nad tym zastanawiać.- Chyba coś się stało.
- Jak chcesz mogę do niej iść i to sprawdzić.
- Dzięki stary, zadzwoń jak tylko się czegoś dowiesz.- Uśmiechnąłem się na znak, że przyjąłem to do wiadomości, a on rzucił mi klucze, po czym ruszyłem w stronę jej dzielnicy.
Po około 20 minutach byłem na miejscu. Przekręciłem cicho kluczyk w zamku i dostałem się do środka.
Było cicho jak w grobie, a dookoła walało się wszystko. Wyglądało to jak po włamie. Rozejrzałem się po całym salonie i kuchni, ale nie było tam ani śladu po Viv.
Zakradłem się cicho do jej sypialni i uchyliłem drzwi zaglądając do środka.
Tak jak myślałem, była w środku. Leżała na łóżku i łkała do poduszki.
Wszedłem do środka i usiadłem obok głaszcząc ją po plecach. Po jakimś czasie odwróciła się patrząc na mnie spuchniętymi oczami, nie jestem nawet pewien czy widziała mnie przez łzy.
- Co się stało?
- Jeśli powiesz komukolwiek to cię zabiję.- Powiedziała trzęsącym się głosem i podniosła z ziemi torbę, z której wysypała wszystko na łóżko.
Wzięła do ręki jakieś trzy plastikowe gówna przypominające długopisy i podała mi.
- Co to jest?- Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na obiekty trzymane przeze mnie.- Żartujesz kurwa? Co to są dwie kreski?!
- Jestem w ciąży z Duffem.- W tym momencie parsknąłem śmiechem chociaż sprawa była bardzo poważna, a przez to dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej. Pokręciłem głową uspokajając się i spojrzałem na nią z najpoważniejszą miną jaką w życiu zrobiłem.- Nie żartujesz...- Zmarszczyłem brwi i przytuliłem ją mocno do siebie.
- Musisz mu powiedzieć.
- Nie! Nie o tym! Jak myślisz, co zrobi jak się dowie?
- Nie wiem, pewnie się tobą zaopiekuje.
- Albo pojedzie w trasę do której nie zostało dużo czasu.- No nie wiem czy tak niedużo, bo przez Axla nie mamy sprzętu...Pomyślałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Raczej to pierwsze, więc nie widzę problemu.
- To jest problem! Nie zabierze dziewczyny w ciąży na wycieczkę po kraju pełnej prochów i alkoholu, a to znaczy, że zostanie ze mną. Nie chce żeby został, bo to przekreśli jego marzenia, a po za tym gdzie znajdziecie w takim tempie basistę, który nauczy się wszystkich kawałków? - Przygryzłem wargę słuchając jej z uwagą. Miała racje, a tak na prawdę żadne z nas nie wie jak on zareaguje. Chociaż jedno jest pewne. Wkurwi się.
Złapałem za testy i wywaliłem je przez okno. Wróciłem do niej i znów przytuliłem ją mocno.
- Nie martw się. Jakoś to będzie, zadbam o to żeby się nie dowiedział.- Uśmiechnąłem się pocieszająco, a ona znów zalała się łzami.


piątek, 22 lutego 2013

7.▼ If our love goes up in flames It's a fire I can't resist


Szczerze, to nawet tego nie przeczytałam, ale ilościowo widzę, że krótkie.Mam tylko nadzieję, że coś z tego wyszło (chociaż o tej godzinie mój umysł działa raczej słabo) Za to wiem co chcę napisać dalej i jutro na pewno się za to zabiorę. Przepraszam, że tak długo niczego nie dodawałam, ale jeden gość podprowadził mi zeszyt, w którym była zanotowana część rozdziału, przeczytał,  i samo pisanie zrobiło się dziwnie krępujące.
Miłego czytania c:

~






Szłam przez Sunset Strip z wrażeniem, że podeszwy moich trampek rozpuszczą się na ziemi. Było cholernie gorąco, makijaż spływał mi po twarzy razem z potem, i czułam się po prostu...zajebiście. To był jeden z niewielu dni, w które chciało mi się odstawiać, a tu takie coś.
Wkurzona weszłam do klimatyzowanego salonu tatuażu i od razu rzuciłam się do adaptera puszczając "Jump in the Fire". 
Poszłam na zaplecze i zaczęłam grzebać w lodówce w poszukiwaniu jakiegoś zimnego napoju. 
Przesunęłam coś, co chyba już dawno spleśniało i zaczęło rodzić się na nowo, a moim oczom ukazało się zbawienie. Nie tknięta, dobrze schłodzona puszka piwa. Boże, zmieniam się w faceta. Wyciągnęłam trunek i przyłożyłam do rozgrzanego czoła. 
- A tam, jebać to.- Powiedziałam do siebie i szybko otworzyłam puszkę biorąc kilka sporych łyków. Jestem złym pracownikiem. Zaśmiałam się i przeszłam do pomieszczenia głównego. 
Wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. 
Po kilku zaciągnięciach zaczęłam się krztusić dymem. Co jest kurwa...Zgasiłam prawie całego szluga o ścianę. Fakt, nie paliłam od dłuższego czasu, ale bez przesady. Jeszcze nie tak dawno  mogłam spalić całą paczkę do samego filtra, a teraz mnie dusi. Chyba sprzedali mi jakieś trefne gówno, ale to nic. Takie głupstwo nie zepsuje mi tego dnia. W końcu znalazłam piwo. Przysiadłam przy oknie i zaczęłam naśmiewać się z ludzi. Wszyscy ważniacy wracali z przerwy na lunch. W tym potwornym ukropie, w garniturach, pod krawatem i pozapinani pod samą szyję, biegali jakby coś ich płoszyło. 
Szefowie, traktowali ich jak cyborgi nie biorąc pod uwagę zmian pogodowych. Przykre.
Przeczesałam dłonią włosy i wzięłam jeszcze kilka łyków piwa.

Puszka była nieduża,  więc nie starczyło mi trunku na długo. Po jakimś czasie zaczęło mnie nosić, tak strasznie chciało mi się  więcej gorzkiego napoju.
Wyjęłam z portfela 20 dolców i pobiegłam do sklepu obok. Kupiłam zgrzewkę piwa i wróciłam do roboty.
Schowałam wszystko do lodówki i wyjęłam sobie jedną. Ja też potrzebuję przerwy na lunch. Pomyślałam i wlałam w siebie tyle ile byłam w stanie zmieścić na raz.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego od tylu dni nie mieliśmy ani jednego klienta. W tej okolicy nie było aż tylu podobnych lokali. Może tatuaże zaczęły wychodzić z mody... Właśnie, dzisiaj Rick miał mi jeden zrobić. Proszę go od kilku miesięcy i cały czas się za to zabieramy.
Znów zaczęłam dobierać się do czerwonych i tym razem było mi wszystko jedno jak smakują.
Włożyłam papierosa w usta i usiadłam na fotelu. Odpaliłam go i zaciągnęłam się delikatnie, jakbym bała się kolejnego rozczarowania. Tym razem nie miałam z tym żadnych problemów. Ucieszyło mnie to, jeszcze musiałabym zmienić ukochaną markę. To byłoby jak Slash zmieniający gitarę z Gibsona na Yamahę-nie do przyjęcia.
Spojrzałam na zegarek. Super, jeszcze godzinka i mogę się zmywać. Może przy odrobinie szczęścia trafi się jakiś klient. Mam szczerą nadzieję, bo nie dostanę pensji. Ach te uroki profesji.
Zaciągnęłam się i wypuściłam kółka z dymu śmiejąc się przy tym. Piosenki zmieniały się co parę minut, aż trafiło na znienawidzony przeze mnie utwór.
Pociągnęłam łyka piwa i wstałam żeby zmienić płytę. Pierwsze było I Wanna Be Sedated.
Ta piosenka pobudzała mnie do tańca. Postawiłam pustą puszkę na parapecie i poszłam po kolejną. Znów rozsiadłam się w fotelu gapiąc się to na plakaty na ścianach, to na puste miejsca.
Zaczęłam się zastanawiać co bym zmieniła gdyby to miejsce było moje i doszłam do wniosku, że pomalowałabym wszystko na czarno i zamontowała bardziej przytłumione światło. Może jeszcze pobawiłabym się sprejami, żeby w końcu nabrało to klimatu jak na reszcie Strip.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoneczek nad drzwiami. Spojrzałam w ich stronę i uśmiechnęłam się szeroko.
- Co tu robisz kotku?
- Skończyłem swoje partie i jestem wolny...Pomyślałem, że wpadnę.- Powiedział wesoło blondyn i podszedł bliżej. Zeskoczyłam z fotela i objęłam go za szyję.
- Cieszę się. - Musnęłam jego usta po czym przygryzłam dolną wargę.
- Chętnie porwałbym cię już do domu. Nie wiem czy pamiętasz, ale przed wyjazdem coś mi obiecałaś, a rano tak szybko wyskoczyłaś, że nie zdążyłem ci przypomnieć.- Faktycznie, obiecałam, że nie wypuszczę go z łóżka, ale co ja poradzę...Praca jak zając, trzeba ją gonić.- Pomyślała osoba umierająca z nudów, bo nie ma nic do roboty.
- Jakoś ci to wynagrodzę.- Powiedziałam robiąc dzióbek z ust. Popatrzył na mnie przez krótką chwilę, uśmiechnął się szelmowsko, po czym mocno wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek czując jego język na moim podniebieniu. Zaczęłam popychać go w stronę fotela, powoli, żebyśmy się nie rozłączali.
Kilka sekund później opierał się o niego. Położył rękę na moim tyłku i zjechał  na udo, za które mnie chwycił i podniósł do góry. Pchnęłam go mocno, tak żeby się położył. Przyciągnął mnie do siebie, więc usiadłam na nim okrakiem i znów zaczęłam go całować. Czułam jego ręce na pośladkach i piersi, więc nie pozostawałam mu dłużna. Zaczęłam jeździć po jego kroczu, aż jego przyjaciel się naprężył. Oblizałam jego wargę, a on włożył mi rękę pod koszulkę. Miał twarde i szorstkie ręce, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Drugą ręką przyciągnął mnie za podbródek i znów namiętnie pocałował.
Czułam jak jakieś dziwne prądy przechodzą przez całe moje ciało. Cała płynęłam.
- Ekhem!- Czyjeś odchrząknięcie rozniosło się echem po pomieszczeniu równo z dzwonkiem.- Jeszcze chwila i przeleciałbyś ją na moim fotelu.- Odwróciłam się spłoszona, w stronę drzwi. Jedna odetchnęłam z ulgą widząc, że to tylko Rick.
- Pierdol się.- Powiedziałam przez śmiech, a zdyszany McKagan zabrał ręce i zaczął poprawiać moją koszulkę,  potem swoje spodnie.
- Sorry stary. Poniosło nas.- Powiedział po czym sam się zaśmiał.
- Nie no spoko, ja tak z czystej dobroci serca. Urządzacie zajebisty teatrzyk, połowa Sunset podziwia was przez to w chuj duże okno.- Zaśmiał się najgłośniej z nas wskazując na przechodniów- podglądaczy. Poczułam jak rumieniec oblewa mi całą twarz. Szybko zeskoczyłam z fotela i zaczęłam poprawiać włosy.
- Uroki obściskiwania się w miejscu publicznym.- Uśmiechnęłam się szeroko i złapałam Duffa za rękę.
- Dobra, my tu gadu gadu, a jak cię znam to zaraz się zmyjesz.
- No a myślisz, że będę tu siedziała na twojej zmianie jak odbębniłam swoją?
- Po prostu wydawało mi się, że coś planowaliśmy, ale jak zmieniłaś zdanie to spoko.- Odczekałam chwilę, aż mój mózg przetworzy dane i uderzyłam się z płaskiej dłoni w czoło.
- Faktycznie. Wybacz wyleciało mi.
- Co knujecie? - Spytał blondasek.
- Miał mnie w końcu wydziarać, od kilku miesięcy proszę.
- Co konkretnie?
- Miał mi zrobić rękaw z różnych wzorów.- Spojrzałam na niego, skrzywił się delikatnie i wziął głęboki wdech.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Lepiej zrób sobie coś dyskretnego, żeby tylko wyjątkowi ludzie mogli to oglądać.- Puścił mi oczko i uśmiechnął się cwaniacko oblizując wargę.
- Narysuj mi.-Chwyciłam marker leżący na stoliku i podałam mu. Wziął go w zęby i zdjął moją koszulkę. Przesunął lekko stanik i przyłożył rękę do piersi. Zaczął coś bazgrać, a ja i Rick przyglądaliśmy mu się uważnie. Kiedy skończył ja miałam narysowane pół serca z literą "D", a on na dłoni między dużym palcem, a wskazującym drugie pół z "V". Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go delikatnie.
- Jak to wymyśliłeś?
- Szczerze to Steven Tyler, mówił mi kiedyś, że ma taką wizje, ale nie wie jak ją wykorzystać.
- Ricky, skocz po igłę.- Przytuliłam się do McKagana i szepnęłam mu na ucho "kocham cię", na co on pogładził mój policzek nosem.
Pierwszy dał swoją rękę Duff. Wpatrywałam się w niego cały czas, ale jego twarz nie zdradzała żarnych emocji. Jakby nie czuł bólu. Ze mną było gorzej. Cały czas zaciskałam zęby i odwracałam głowę. Chciało mi się ryczeć, ale dałam radę. Zastanawiało mnie tylko jak basista to zniósł. Czasem nawet najwięksi twardziele się wykrzywiają. A on nic, mimo tego, że wybrał jedno z bardziej bolesnych miejsc.  Po skończonej robocie Duff znów przyłożył swoją część do mojej. Wyszło ślicznie i bardzo prosto, bez żadnych kolorowych ulepszeń i wypełnień, czarna otoczka i litery.
Rick wyciągnął aparat i zrobił nam zdjęcie w takiej pozycji. Często robiliśmy zdjęcia gotowych tatuaży i wysyłaliśmy do różnych pism, ale to musiałam zatrzymać tylko dla siebie. Mieliśmy Polaroida, więc zdjęcie wywołało się samo, niemalże natychmiast. Spojrzałam na nie uśmiechając się.
- Tego zdjęcia wnukom nigdy nie pokażę.- Zaśmiałam się, a Duff natychmiast mnie poprawił.
- Nie tylko tego, większość naszych zdjęć jest nie na pokaz.- Ricky znów głośno odchrząknął i spojrzał na nas.
- Dobra, spadajcie skąd, bo widzę, że macie ciągoty jak cholera.
- Zazdrościsz?- Spytałam złośliwym tonem.
- Tak. Ja nie mam kasy nawet na dziwkę.- Naburmuszył się.
- Na pocieszenie masz zgrzewkę piwa w lodówce.- Powiedziałam wkładając koszulkę.
- Pewnie, piwo lepsze od dupy, dzięki.
- Wybacz, ja ci swojej nie pożyczę.- Rzucił żartobliwie Duff i wyciągnął mnie na zewnątrz.
Był śliczny wieczór, temperatura zrobiła się idealna, a przez światła bilbordów i latarni nie było widać nieba. Pociągnęłam basistę do przodu, a on leniwie się za mną powlókł.
- Gdzie idziemy, do mnie, do ciebie...do Rainbow?
- W sumie napiłbym się czegoś.- Dogonił mnie, objął mocno w pasie i przyciągnął jak najbliżej.

W barze przeszliśmy na tyły w stałe miejsce Gunsów, gdzie codziennie polowali na nowe laski. Wszyscy jak zawsze obecni.
Przywitałam się i już chciałam usiąść kiedy Duff chwycił mnie za rękę i krzyknął.
- Patrzcie ludzie, jakie zajebiste.- Pociągnął dekolt mojej koszulki lekko w dół i połączył nasze tatuaże.
- No fajne, ale ja tu widzę coś co jest jeszcze lepsze.- Zaśmiał się Steven poruszając zabawnie brwiami. Basista natychmiast zabrał rękę, a ja poprawiłam koszulkę siadając obok Popcorna.
- Głupek.- Zaśmiałam się i przytuliłam się do jego boku. McKagan usiadł gdzieś na przeciwko zostawiając mnie z przyjacielem, który objął mnie ramieniem.
- Dobra, skoro już wszyscy są to muszę wam coś powiedzieć.- Wyrwał wiewióra swoim nadzwyczaj skrzekliwym głosem.
- Czekamy panie Rose.- Odpowiedział zadowolony Hudson, który pewnie i tak świetnie wie o co chodzi, bo zawsze włóczy się wszędzie z rudzielcem.
- Kończymy nagrywać płytę w przyszłym tygodniu i jak tylko trafi do sklepów zaczynamy koncertować.
Razem ze Slashem i Nivenem już załatwiliśmy trasę w połowie Ameryki, mamy już 8 koncertów.
Na Florydzie, w Indianie, Ohio, Nowym Jorku i Wirginii.
- W chuj daleko.- Odezwałam się cicho.
- A będzie jeszcze dalej, wytwórnia obiecała mi podbój Anglii, a skoro oni zarabiają na tym więcej szmalu od nas to myślę, że uda się to załatwić.- Ja pierdole. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Spojrzałam po wszystkich, ale oni byli zbyt zajęci sobą. Każdy cieszył się jak tylko mógł, a ja czułam, że zaraz pęknie mi serce. Wstałam od stołu, co lekko zdziwiło innych i przykuło ich wzrok. Kurwa, zły ruch. 
- Idę zapalić.
- Ekhem, każdy pali w środku.- Zwrócił mi uwagę Izzy wyciągając papierosa z ust.
- Wiem, ale ja wolę robić to na zewnątrz.- Uśmiechnęłam się blado i zgarnęłam ze stołu czyjeś Route 66.
Wyszłam jak najszybciej, na zewnątrz oparłam się o zimny mur i wyciągnęłam papierosa. Włożyłam go do ust i zaczęłam nerwowo szukać zapalniczki. Kiedy już ją znalazłam nie mogłam jej odpalić. Krzesiwo się zacięło.
- Kurwa mać!- Zaklęłam głośno i wtedy przed moimi oczami pokazał się płomień. Odpaliłam papierosa i spojrzałam na tego, który podłożył mi ogień.
- Co z tobą?- Spytał Steven ze zmartwioną miną.
- Nic, po prostu głupia jestem. Umawiam się z rockmenem i zapominam o najważniejszym. Ma ruchome miejsca pracy. Teraz pojedziecie w trasę, ja zostanę w L.A. On będzie pieprzył kogo popadnie, ćpał, pił i świetnie się bawił, a ja będę robić to co zwykle. Nie będzie was pewnie kilka miesięcy i do tego czasu zapomni o mnie.- Kiedy tylko skończyłam Adler zaśmiał się głośno.
- Masz rację, jesteś głupia i zapominasz o najważniejszym. On cie kocha, wytatuował sobie pierwszą literę twojego imienia. Co znaczy, że zamierza wrócić. Co za debil zrobiłby tak zaraz przed swoim odejściem?
Jestem jego przyjacielem i znam jego wszystkie plany. Gdyby chciał spierdolić, pewnie bym ci teraz powiedział.- Uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a mi stanęły w oczach łzy. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
- Już dobrze?
- Tak, tylko nie mów nikomu, że aż tak się tym martwię. Zwłaszcza McKaganowi.
- Spoko. Wracamy?
- Nie mam ochoty, jeszcze znów mnie coś napadnie. Możesz powiedzieć Duffowi, że źle się poczułam i idę o domu?
- Jasna sprawa, poczekaj tylko 5 minut. Pewnie będzie chciał wracać z tobą.- Steve przytulił mnie ostatni raz i zniknął za drzwiami do baru. Po niecałej minucie basista był już na zewnątrz rozglądając się nerwowo.
- Co jest słońce?
- Nic, rozbolała mnie głowa, ale to nic, idź do chłopaków i bawcie się dobrze.
- Oszalałaś? Nie puszczę cię samej.- Powiedział i chwycił mnie pod rękę. Dobrze było go mieć przy sobie. Szkoda, że długo to już nie potrwa.

Wróciliśmy do domu, gdzie Jason lizał się na kanapie z tą jak jej tam...Sophie?
Kiedy tylko zrozumieli, że już jesteśmy ta mała odskoczyła od niego jak oparzona, przez co każdy zaczął się na nią gapić jak na dziwadło.
- Cześć młody, jak tam dzień?
- Zajebiście, a wasz?
- Też fajnie, mamy z Duffem po tatuażu i jeszcze bonus na dobre rozpoczęcie miesiąca.- Młody nie miał pojęcia o co może mi chodzić, więc tylko uniósł podejrzliwie brew do góry.
- Mamy trasę koncertową, dość sporą, zaliczymy pół kraju.- Powiedział podniecony blondyn.
- No i bardzo fajnie.- Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie. Niestety mi nadal nie widziała się utrata faceta na tak długo.
- Vivi, chyba nie gniewasz się, że przyprowadziłem Sophie, bez pytania?
- Jasne, że nie. Przecież ty też tu mieszkasz. Bawcie się dobrze, my z Duffem i tak mamy coś do załatwienia, więc nie będziemy się specjalnie włóczyli po mieszkaniu.- Posłałam mu oczko i pociągnęłam Kagańca za sobą.
Zaraz po zamknięciu drzwi zdjęłam z siebie wszystko oprócz bielizny i położyłam się na łóżku.
Duff położył się obok mnie i leżeliśmy tak dłuższą chwilę nic nie mówiąc.
- Ty się nie cieszysz.- Powiedział przerywając ciszę.
- Ja się po prostu trochę boję.
- Czego?
- Rozstania.
- To jedź z nami.
- Serio chcesz zabrać mnie w trasę?
- No jasne.- Podniósł się na łokciach i spojrzał na mnie, a uśmiech sam wkradł się mi na twarz.
Poczułam jak znów łączy nasze tatuaże. Steven miał rację. Pocałowałam go, a po kilku chwilach zaczęłam zdejmować w niego ubrania. Odpiął mój stanik i zaczął się bawić. Byłam pewna, że czekał na to od samego rana.
Jedną ręką zjechał na brzuch, potem na miednicę, aż zahaczył o linię majtek.
Włożył w nie rękę i zaczął mnie delikatnie pieścić. Jednak nie potrwało to długo. Wyciągnął rękę zerkając na nią.
- Okres ci się zaczął.
- Bogu dzięki, spóźniał się ze dwa tygodnie.
- Dzięki, że mówisz...
- Nie ma sprawy. 



środa, 23 stycznia 2013

▼ 6. Now I'm coming home.

Spuściłam dach w samochodzie i wsiadłam do środka. Włożyłam za osłonę przeciwsłoneczną dokumenty, zdjęcie moje i Duffa, przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się szeroko opierając głowę na zagłówku. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie nie mogąc zetrzeć uśmiechu z twarzy. Była to tylko cienka tasiemka z poczwórnym obrazem, na którym uśmiechamy się i całujemy w różnych pozycjach. Zrobiliśmy je niedawno, jak szlajaliśmy się po centrum, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Przekręciłam kluczyki w stacyjce przysłuchując się pomrukom silnika. Już miałam ruszyć kiedy do moich drzwi podbiegł McKagan i oparł się o nie łokciami. 
- Zapomniałaś o czymś.- Powiedział i wychylił się do środka. Zbliżył głowę do mojej, a ja musnęłam językiem jego wargę. Pocałował mnie mocno, aż poczułam smak whisky, którą popija przy każdej okazji. Zakręciło mi się w głowie, odwzajemniłam pocałunek, a on odsunął się. 
- Kocham cię.- Powiedziałam cicho, a on posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Włożyłam okulary przeciwsłoneczne i zmieniłam biegi. Ruszyłam nie dodając nic więcej. 
Słońce przyjemnie prażyło, a wiatr owiewał mi twarz i włosy. Całą drogę myślałam tylko o jednym. 
Nie o zobaczeniu się z rodziną, tylko o powrocie. Chciałam już mieć cały ten cyrk za sobą. Już na wstępie wiedziałam, że cały wyjazd będę miała w głowie tylko tą jedną myśl. Być w Los Angeles. 

Minęłam bilbord z napisem "Medford" i żołądek sam zaczął mi się skręcać. Witamy w weekendowym koszmarze. Prychnęłam na własne myśli i skręciłam w swoją ulicę. Minęłam kilkanaście niczym nie wyróżniających się domów i zaparkowałam przed tym z numerem 58.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i wsiadłam. Stanęłam pod drzwiami i odczekałam kilka chwil zanim nacisnęłam dzwonek.
Otworzyła mi uśmiechnięta kobieta z idealnie podkręconymi włosami, perfekcyjnym makijażem i w nieskazitelnie białej sukience z niebieskim kołnierzykiem. W uszach i na szyi miała białe perełki i świetnie wyglądała na tle białego domu otoczonego kolorowymi kwiatami.
W Medford wszystko było idealne do porzygu.
Uśmiechnęłam się tak samo sztucznie i weszłam do środka. Czułam się jak w jakimś filmie wojennym, w którym muszę zdobyć zaufanie wroga i przebić się na jego terytorium. Właśnie tak zamierzałam to traktować.
Wpaść, odbić dzieciaka i odwrót! 
Weszłam do salonu gdzie ojciec pod krawatem oglądał telewizję.
W naszym domu każdy miał swoje miejsce. On na fotelu przed telewizorem, relaksował się po pracy. Mama krzątała się po domu i plotkowała z sąsiadkami, a dzieci były na pokaz.
- Witaj słonko, jak na uczelni? - Spytał ojciec wstając z miejsca. Nie mogłeś spytać o nic innego jak o uczelnię. Norma. 
W porządku. Jeszcze tylko cztery lata...- I będę musiała powiedzieć prawdę. Dokończyłam w myślach. Prawie nikt nie wiedział, że nie studiuję. Złożyłam papiery na prestiżową uczelnię tylko po to, by wyjechać do L.A. Oddałam moje miejsce Dougowi, pewnie dlatego wciąż mnie kryje.

Dołączyła do nas mama i oboje zasypali mnie milionem pytań, a ja tylko pilnowałam, by nie pogubić się w kłamstwach. Właśnie opowiadałam im, że piszę pracę semestralną, kiedy do domu wpadł Jason z zapytaniem "czyje hemi stoi na podjeździe". Dobrze, że przyszedł, bo zaczęły mi się kończyć pomysły na własne życie.  Kiedy tylko matka go zobaczyła, załamała ręce i zaczęła swoje wywody.

- Boże drogi, dziecko jak ty wyglądasz?!- Jak na moje oko całkiem normalnie. Biały podkoszulek i niebieskie jeansy z powydzieranymi dziurami na kolanach. Przeciętny nastolatek.- Jak jakiś lump! Ale to już idź na górę się przebrać i nie chce cię tu widzieć w takim stroju.- Jas wywrócił tylko oczami i podszedł do mnie. Uśmiechnął się i przytulił mnie tak mocno jak to było możliwe. Muszę przyznać, że dzieciak przypakował od naszego ostatniego spotkania. 
- Starczy młody, bo wyrzygam płuca.- Powiedziałam śmiejąc się, ale miny domowników mówiły same za siebie. Pobladłe twarze, wytrzeszczone oczy i usta rozdziawione ze zdziwienia. Z racji tego, że mój występek był niedopuszczalny, puściłam brata, poprawiłam sukienkę i odchrząknęłam cicho.- To znaczy...udusisz mnie.- Rodzice nadal wlepiali we mnie rozzłoszczone spojrzenia, a Jason wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.- Lepiej pójdę do siebie.- Skrzywiłam się i wyszłam z domu. Wzięłam z auta torbę z rzeczami i zdjęcie Duffa. Wróciłam do domu i szybko ulotniłam się na górę. Nikt nawet nie starał się mnie zatrzymywać, w końcu "popełniłam przestępstwo". Po wejściu do pokoju zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku przyglądając się zdjęciu. Uśmiechnęłam się do niego odliczając ile jeszcze zostało do powrotu i czy da się zrobić coś żeby skrócić tą mękę. 
Z zamyślenia wyrwało mnie drapanie do drzwi, co było raczej dziwne, bo zwykle się puka. 
- Proszę?- Krzyknęłam zdziwiona. Do pokoju wpadło jakieś kudłate zwierze, a zanim mój rozpromieniony braciszek. 
Sierściuch skoczył na łóżko i zaczął mnie ślinić i oblizywać. 
- Hej, rozumiem, że chcesz się pochwalić jak świetnie operujesz językiem, ale nie uważasz, że za słabo się znamy? - Odepchnęłam od siebie zwierza śmiejąc się nie wiadomo z czego, a Jason usiadł obok mnie. 
- Co tu masz?- Spytał chcąc zabrać mi kawałek papieru. Zabrałam rękę do góry i złożyłam zdjęcie na pół, po czym schowałam w dłoni. 
- Nic takiego.- Skrzywiłam się delikatnie i włączyłam telewizję na VH1, ostatniej stacji nie nadającej Madonny. Właśnie kończyło się Foxy Lady Hendrixa. I bardzo dobrze, nie przepadałam za tą piosenką. Następna leciała Ace if Spades Motorhead, do której po prostu musiałam zanucić. 
- Zamierzasz gnić tu do powrotu?- Spytał Jas grzebiąc w mojej torbie. 
- Raczej tak.
- Tak nie może być, idziesz ze mną na festyn, będzie Lizie i Roger. 
- Kumplujesz się z nimi? 
- Nie, po prostu zostawię cię tam i zajmę się sobą.- Zaśmiał się i wyjął z torby obcisłe jeansy.- Przebierz się, bo wyglądasz jak landrynka.- Uśmiechnęłam się do niego i wyjęłam jeszcze koszulkę z logo Gunsów, a żeby było zabawniej, zwinęłam ją Duffowi. 
Poszłam przebrać się do łazienki, a kiedy wróciłam Jason rzucał do psa moim trampkiem. 
- Pogięło cię?- Zabrałam mu buty i nałożyłam na nogi.- Ja pierdole, całe zaślinione.- Spojrzałam na niego marszcząc brwi.- Przewróciłam go na łóżko. Zaczęłam łaskotać go gdzie popadło, a on śmiał się w niebo głosy. "Jezus maria, co wy wyrabiacie?!" Wrzasnęła matka gdzieś zza drzwi, ale ją zignorowaliśmy. 
Po kilku ostrzeżeniach wpadła do pokoju i zaczęła nas rozdzielać. 
- Jak ty się zachowujesz? Jesteś już dorosła.- Wywróciłam oczami i zeszłam z brzucha młodego. 
- Prosił się. 
- Dorośnij!- Warknęła marszcząc brwi. Zrobiłam skruszoną minę i spuściłam głowę.- Za chwilę widzę was na dole, siadamy do kolacji.- Oboje jej przytaknęliśmy. Czułam się jakbym miała jebane 6 lat. 
Kiedy tylko zeszliśmy na dół i chcieliśmy usiąść przy stole znów się zaczęło. 
- Jason chyba kazałam ci się przebrać! Z resztą Vivien nie wygląda lepiej. 
- Mamo, daj spokój. Jesteśmy w domu, a te rzeczy są wygodne.- Powiedziałam błagalnym tonem. 
- Spróbujcie jutro tak się pokazać!- Usiedliśmy, do stołu. 
Przez całą kolacje nikt się nie odezwał, równie dobrze mogliśmy jeść osobno. Wmusiłam w siebie paskudny stek i przesolone ziemniaki, żeby nikt się już do mnie nie przyczepił. Niestety Jas poległ. Nie dziwię mu się, on musiał to jeść na co dzień. Ale ciekawi mnie co jest nie tak z podniebieniem ojca, zawsze zjadał wszystko.[...] Kurwa mać o czym ja w ogóle myślę. Muszę się stąd wydostać! Zaraz po kolacji poszłam do siebie i pogasiłam światła. Przez prawie godzinę siedziałam po ciemku, żeby każdy myślał, że śpię. W końcu w domu wszystko ucichło. Przekręciłam zamek w drzwiach i wyszłam na balkon podobijać się do okna Jasona. Zszedł razem ze mną po żywopłocie i pobiegliśmy do auta. 
W czasie drogi mój braciszek grzebał gdzie popadło, usprawiedliwiając to zwyczajną ciekawością. Mi zaczęło być wszystko jedno, bo wiedziałam, że gdy na chwilę stracę czujność on i tak sprawdzi każde miejsce. 
- Skąd masz tyle tych kaset? 
- Kolega pracuje w Geffen Records. 
- Jako kto? 
- Jak będziemy w Los Angeles, to sam ci powie.- Przejrzał wszystkie taśmy, co chwilę wymieniając je w radiu, aż w końcu dobrał się do schowka. 
- O kurwa.- Powiedział cicho i wyjął garść kolorowych gumek.- Po co ci tyle? 
- To wóz tego kolegi. Jak chcesz to weź.
- Dzięki mam swoje.- Spojrzałam na niego z łobuzerskim uśmieszkiem. 
- Duff będzie z ciebie dumny. 
- Jaki Duff? 
- Niedługo go poznasz.- Wzruszył ramionami i wrócił do swojego zajęcia. Po nie całych 10 minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałam na uboczu i poszliśmy do stoiska z piwem. Kupiłam dwa kubki i dałam jeden Jasonowi. 
- Gdzie będziesz?
- Jeszcze nie wiem, czekam na kogoś. 
- Dziewczynę? 
- Może.- Zaśmiałam się i wyjęłam kluczyki z tylnej kieszeni wciskając mu je do rąk. 
- Baw się dobrze, ja będę rano w domu. Nie rozwal mi auta i na boga nie zapomnij o zabezpieczeniu.- Puściłam mu oczko i napiłam się piwa. On trochę się speszył i chciał oddać mi klucze.- Spoko, poznałam już dość ludzi żeby wiedzieć, jak spędzisz ten wieczór.- Chłopak uśmiechnął się szeroko i zniknął mi z oczu. Wzięłam jeszcze kilka łyków i zaczęłam szukać diabelskiego młynu czy czegoś takiego. 
Moi przyjaciele zawsze lubili takie rzeczy i przy tym znalazłabym ich najszybciej. 
Okazało się, że znam ich na tyle dobrze żeby się nie pomylić. Buszowali między budkami z biletami. Zaszłam ich od tyłu i objęłam w pasie wcinając się tym samym między nich. Oboje odskoczyli przestraszeni, ale po kilku sekundach na ich twarzach pojawiły się promienne uśmiechy. 
- Ja pierdole Viv!- Krzyknął Roger i przytulił mnie mocno. Liz nie czekała aż mnie puści i objęła naszą dwójkę. 
- Czemu nie zadzwoniłaś, że już jesteś? - Spytała Lizie. 
- Chciałam wam zrobić niespodziankę. 
- Misja zakończona powodzeniem.- Wymruczał chłopak. 
- Nie stójmy jak jakieś cioty! Chodźmy do jakiegoś baru.- Moje przywitanie zawsze brzmiało podobnie. Wiedząc jak to się skończy przyjaciele poprowadzili przodem do najbliższego lokalu. 
Rozmawialiśmy dobre kilka godzin. O pracy, mieście i o nich. O sobie starałam się mówić jak najmniej, nadal utrzymując, że nikt nie uwierzmy mi w to co teraz robię, a raczej z kim. 
W końcu padło jedno z najbardziej krępujących pytań tego wieczora. "Masz kogoś?"
Dziękujemy pannie Lizie. 

Szybko odpowiedziałam.- Nie.
- Nie kłam! Doug wszystko nam wyśpiewał.- Po raz kolejny byłam mu wdzięczna. Odwalił czarną robotę. Mi nie musieli wierzyć, jemu tak. W końcu po co miałby kłamać po tym jak go potraktowałam? 
- Jaki on jest?- Spytała podniecona Liz. 
- Umie się bawić, rozmawiać o wszystkim, być przyjacielem, i jak nikt zabija romantyzm. Potrafi wszystko zjebać w sekundę, ale rekompensuje mi to w łóżku.- Roger zakrztusił się na ostatnim, a potem zaśmiał się głośno. 
- Gdyby każdy facet maczał w tylu dziewczynach też byłby dobry.- Skrzywiłam się, a Lizie dźgnęła go łokciem w bok. Dobrze wiedziałam jaki był, samej zdarzyło mi się go przyłapać, ale on nie musiał mi tego uświadamiać. 
- Na pewno nie miał aż tylu co mówią.- Powiedziała blondynka uśmiechając się pocieszająco, ale to tylko pogarszało sprawę. Z drugiej strony to co było wcześniej się nie liczy. Teraz jest zupełnie inaczej. 
- Wiecie co, miał nawet więcej lasek niż wszyscy myślą. Pieprzył się z nimi gdzie popadło, ale mi to nie przeszkadza. Kocham go.
- Co ty w nim właściwie widzisz? To zwykły pijak i ćpun jak cała reszta tej zgrai. 
- Jest mi dobrze, z nim czuje, że żyje. 
- To adrenalina. W końcu ci się znudzi i go zostawisz, albo lepiej. On zostawi ciebie i to już niedługo. Mogę się założyć, że rozstaniecie się w przeciągu kilku tygodni.- Spojrzałam po nich, chłopak był strasznie rozbawiony, a dziewczyna lekko przygnębiona. 
- Ty też tak myślisz Lizie?- Nic nie odpowiedziała. Spojrzała tylko smutno, a ja nie wytrzymałam. Wstałam i wyszłam. 
Przepychając się przez tłumy na zewnątrz myślałam o tym czy mają rację. 
Tak długo nie dopuszczałam do siebie takich myśli. Zawiodłam się na tych palantach. 
Postanowiłam wrócić jak najszybciej do domu i wyspać się porządnie.
Jak się później okazało nie był to najlepszy pomysł. 
Całą noc biłam się z myślami. Może ten skurwiel faktycznie miał kogoś na boku. 
Kiedy się "przyjaźniliśmy"  codziennie miał inną, a czasem nawet kilka pod rząd. 
 Zaczęłam myśleć o całej przyszłości jak o końcu i już nie potrafiłam stworzyć dobrego scenariusza. 

Obudziło mnie szczekanie psa pod moją sypialnią. Wstałam z łóżka i otworzyłam mu drzwi. Czułam się koszmarnie, bolała mnie głowa i się nie wyspałam. 
To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Pierwsze miejsce miała ta, po której byłam pewna, że już nigdy nie spotkam McKagana.
Zeszłam na dół i poszłam do kuchni się czegoś napić. 
Przy stole siedziała mama, czytała gazetę i popijała kawę. 
- Hej słonko. Wieczorem dzwonił jakiś pan i chciał z tobą rozmawiać, ale nie mogłam cię dobudzić. 
- Mówił w jakiej sprawie?
- Nie, tylko, że to bardzo pilne i zostawił numer. - Podsunęła mi karteczkę, a ja od razu poleciałam z nią do telefonu. Poznałam numer przy wykręcaniu i zaczęłam denerwować się przy każdym sygnale. Odebrał Duff zaspanym głosem, a ja zamarłam na parę sekund. 
- Dzwonił pan wczoraj wieczorem. Stało się coś?
- Nudziło mi się. Chciałem zapytać jak długo jeszcze. 
- Nie wiem. To dopiero dwa dni. Skąd masz ten numer? 
- Z książki telefonicznej. Domyślam się, że nie możesz rozmawiać, ale kochanie tęsknię za tobą.- Wszystko mi się rozjaśniło. Moi przyjaciele są po prostu debilami, a on na prawdę mnie kocha. Spojrzałam na mamę i zrobiłam skruszoną minkę. 
- Rozumiem, postaram się zdążyć.- Powiedziałam po czym się rozłączyłam. Usiadłam przy stole i zaczęłam bawić się palcami wymyślając nową historyjkę. 
- To był gość z uczelni. Miły chłopak, przypomniał mi o oddaniu pracy semestralnej. Zupełnie o tym zapomniałam, a zostało mi kilka stron. Chyba wrócę z Jasonem dziś wieczorem i zabiorę się za to. 
- Dobrze, to zjedz śniadanie, a ja go obudzę żeby się spakował.- Mama poszła do góry, a ja zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Zjadłam na spokojnie i przeniosłam się do salonu. W tym czasie młody zszedł na dół i zaszył się w kuchni. 

Właśnie oglądałam hiszpańską telenowele, w której Carlos zdradził Esmeraldę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się podnosić z kanapy więc krzyknęłam do mamy, żeby otworzyła. Nic nie odpowiedziała, nie zeszła, a do drzwi nadal się ktoś dobijał. 
Wstałam zdenerwowana i szarpnęłam drzwi do siebie krzycząc "czego?!". Zmierzyłam wzrokiem przestraszoną blondynkę i zatrzasnęłam jej drzwi przed twarzą. 
Nie chciało mi się z nią gadać, ale Liz strasznie dobijała się do drzwi. 
- Spierdalaj...- Warknęłam otwierając, a ona zrobiła skruszoną minę. 
- Przepraszam za Rogera. Przesadził.- Prychnęłam i znów chciałam zatrzasnąć drzwi, ale zablokowała je nogą. 
- Coś jeszcze?- Spytałam. 
- Kiedy wracasz? 
- Kiedy mi się zachce. 
- Vivien, on nie to miał na myśli. Wiesz, że zawsze traktował cię jak siostrę. Martwi się, że Duff złamie ci serce. 
- To wy mi je łamiecie. 
- Dobra masz rację, przyjdź dzisiaj do mnie wieczorem. Roger na pewno też chce cię przeprosić. 
- Dziś jadę do L.A. McKagan dzwonił, mówi, że tęskni i chce żebym wracała. 
- Zostań jeszcze jeden dzień. Proszę. 
- Spotkamy się za dwa tygodnie. Cześć.- Zamknęłam drzwi i poszłam na górę. Jason już się pakował, więc ja też poszłam do siebie powrzucać rzeczy do torby. Kiedy przebierałam się w czyste ubrania, w drzwiach stanęła mama dokładnie mi się przyglądając. 
- Przepraszam, że tak szybko muszę jechać. Wiesz jak jest. 
- W porządku, żebyś tylko zdążyła. Może Jason powinien zostać, żeby nie zawracał ci głowy? 
- Nie będzie mi przeszkadzał. Jest już prawie dorosły, poradzi sobie bez opieki. 
- No dobrze tylko teraz dzwońcie częściej. 
- Obiecuję, jak tylko znajdę czas.- Wzięłam spakowaną torbę w ręce i minęłam się z nią w progu. Jas czekał już w samochodzie. Zatrzymałam się jeszcze w drzwiach frontowych i przytuliłam matkę idącą nas pożegnać. 
- Przeproś od nas tatę i powiedz, że nie chcieliśmy jechać po nocy. 
- Oczywiście.- Ucałowałam ją w policzek i poszłam do auta. Wrzuciłam rzeczy na tylne siedzenia obok szalejącego psa i zajęłam miejsce kierowcy. 
Ruszyliśmy nic nie mówiąc. Przez pierwsze kilkanaście minut słuchaliśmy tylko radia. 
- Dobrze się wczoraj bawiłeś? 
- Zajebiście, a ty? - Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim o tym co się wczoraj stało i najlepiej było po prostu zapomnieć. 
Przez całą drogę prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Czasami padały komentarze co do otoczenia, albo zachowania psa. 
Oczywiście co jakiś czas musieliśmy zatrzymywać się w przydrożnych barach, bo człowiek odkurzacz był wiecznie nienażarty. 
Przed wjazdem do L.A. zatrzymałam samochód, na zakręcie z widokiem na Hollywood.
- Co robisz? 
- Muszę powiedzieć ci coś zanim dorwiesz się do telefonu. Po pierwsze wcale tu nie studiuję. Mam świetną pracę, w studiu tatuażu. Jestem w tym całkiem niezła, ale nie możesz nikomu powiedzieć, jasne? 
- Co?! 
- Po prostu to co się dzieje w Los Angeles, zostaje w Los Angeles. Bez względu na to co nawywijasz nic nie powiem starym i liczę na to samo z twojej strony. 
- Jest aż tak źle? Brzmi trochę jakbyś była przestępcą. 
- Bo mam nieprzewidywalne towarzystwo, ale rozumiesz, że masz trzymać język za zębami? 
- Jeśli pies cię nie wyda, to nikt się nie dowie.- Powiedział żartobliwym tonem, a ja zaśmiałam się ruszając. 
- Nie rozumiem jak mogłaś rzucić studia. 
- Normalnie, gdyby nie to, nigdy nie zaczęłaby się największa przygoda mojego życia. 
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie chcesz zostać jakąś gwiazdą. 
- Wiem co robię i nie, nie chce.- Zaśmiałam się jeszcze głośniej. Podjechaliśmy na moją ulicę. Zaparkowałam na krawężniku i wypakowałam rzeczy na zewnątrz po czym kazałam zabrać wszystko Jasonowi na górę. Weszliśmy do mieszkania, od razu pokazałam mu co i jak. W pokoju, w którym mieszkał Doug, nadal było wolne łóżko, więc młody spokojnie mógł zająć jego miejsce. 
- Jakby co, żarcie masz w lodówce. Wyprowadź Bensona zanim pójdziesz spać. Dobranoc.- Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i chwyciłam za telefon. Chciałam zadzwonić do Duffa, ale zrezygnowałam. Byłam zmęczona i na pewno oboje wytrzymamy jeszcze jedną noc. Przemknęłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wróciłam owinięta ręcznikiem, który zrzuciłam zaraz po zamknięciu drzwi i od razu poszłam spać. 
Tu nie miałam żadnych problemów ze snem, w końcu czułam, że jestem tam gdzie powinnam. 

Obudziłam się grubo po 12. Nie mogłam zadzwonić, bo pewnie był już w studiu na nagraniach, a moje odwiedziny tam mogły by się różnie skończyć. 
Wrzuciłam na siebie starą koszulę, jakieś majtki i wyszłam z pokoju. 
Młody siedział przed telewizorem i zajadał się nachosami. 
- Cześć mały.- Powiedziałam i usiadłam obok niego. Wyciągnął do mnie rękę z torebką chipsów i uśmiechnął się z pełnymi ustami. Wzięłam kilka i zjadłam na raz. 
- Spojrzałam na to co oglądał. Jakieś kreskówki, które lubiliśmy oglądać jak byliśmy mali. Już nawet zapomniałam o co tam chodziło. 
- Pójdziesz, ze mną dzisiaj na plażę? 
- Co prawda miałam inne plany, ale jasne.

Zanim wyszliśmy, zjedliśmy jakieś kanapki, ja przebrałam się przynajmniej trzy razy, a Jas zastanawiał się czy brać psa. Doszliśmy do wniosku, że nie zostawimy go na cały dzień samego. Nagrałam McKaganowi wiadomość na automatycznej sekretarce, że jestem już w mieście. 
Na plażę pojechaliśmy jego wozem, bo wbrew pozorom, morze było całkiem daleko. 
Na miejscu rozłożyliśmy się obok jakiś ślicznotek z liceum, młody chciał nacieszyć oczy półnagimi ciałami. Kogo to dziwi? Zdjęłam sukienkę i spojrzałam na swoje ręce. Znacznie różniłam się od tych wszystkich ludzi i Jason też zwrócił na to uwagę. 
- Mieszkasz tu już tak długo, a twoja skóra wygląda jakby nigdy nie widziała słońca. 
- Nie miałam na to czasu.- Jas wzdrygnął się i spojrzał na dziewczyny. 
- Ja przychodziłbym tu codziennie ze względu na widoki.- Zaśmiałam się i spojrzałam na opalonego ratownika. 
- Mam lepsze w domu.- Chłopak wzruszył ramionami i poszedł bawić się z psem, a ja położyłam się na ręczniku wkładając okulary przeciw słoneczne. 
Zanim się obejrzałam pochłonęła mnie kilku godzinna drzemka. Obudził mnie dopiero Benson otrzepujący się z wody obok mnie. Zerwałam się od razu kiedy ochlapał mnie zimną wodą po rozgrzanej skórze. 
Odrobinkę na niego nakrzyczałam, a potem zaczęłam rozglądać się za bratem. Właśnie bajerował jakąś laskę pod palmą, a ja nie miałam serca mu przerywać. 
Przytuliłam psa do siebie i zaczęłam bawić się z nim jakimś patykiem.  
Po chwili wyszarpywania go sobie biegaliśmy razem po brzegu. Ja rzucałam kijkiem jak najdalej mogłam, a on w oka mgnieniu mi go przynosił. 
Zawsze chciałam mieć psa, ale nie spodziewałam się, że zabawa z nim może być taka fajna. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Wydawało mi się, że dopiero co przyszliśmy, tymczasem słońce już zachodziło. 
Zaczęłam szukać brata. Pił z tą samą laską drinki rozcieńczone sokiem, w plażowym barze. Podeszłam bliżej i poczochrałam mu włosy. 
- Robi się ciemno, spadamy. 
- Nie możemy posiedzieć jeszcze chwilę? 
- Która jest godzina? 
- W pół do 7.- Odpowiedziała dziewczyna, z którą Jason spędził cały dzień. 
- Nagrania skończyły się godzinę temu.- Wymruczałam do siebie.- Wiesz, jak chcesz to możesz zostać, albo zaprosić ją do nas. Tak w ogóle, jestem Vivien. 
- Sophie.- Uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko. Młody spojrzał na nią prosząco.- Nie powinnam, ale chętnie spotkam się z tobą jutro.  Może Blu Jam Cafe? 
- Właściwie, dopiero co przyjechałem i nie orientuje się gdzie co jest. 
- To dwie ulice od Geffen Records. Podrzucę cię rano.- Uśmiechnęłam się do nich ciepło i pogładziłam psa po grzbiecie. 
- To świetnie, czekam o 11.- Puściła mu powietrznego całusa i ruszyła w swoją stronę. 

Wróciliśmy do domu, przez całą drogę nadawał mi o tej lasce. Gdyby tylko wiedział, że może tu spotkać podobną na każdym rogu. Postanowiłam nie psuć mu zabawy, niech sam to odkryje. 
Wpadłam do mieszkania i od razu sprawdziłam wiadomości głosowe. Coś, z pracy od mamy i Liz. Usunęłam wszystkie. 
- Jesteś głodny?
- Trochę.
- Na barze masz ulotki, zamów pizze czy coś.- Powiedziałam i poszłam się przebrać. Włożyłam białą bokserkę i czarne figi. Wyszłam z pokoju i usiadłam na kanapie. 
- Może wyprowadzimy jeszcze raz Bensona? 
- Później. Wyszalał się dzisiaj.- Jas rzucił się na miejsce obok mnie, a ja go przytuliłam. Sierściuch położył się pod kanapą, włączyłam TV na jakiejś komedii. 
Leżeliśmy tak z dobre czterdzieści minut odmierzając czas dostawcy, w końcu rozniósł się echem dzwonek do drzwi. 
- Ha! Spóźnił się! Mamy darmową pizze.- Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam otworzyć. Pociągnęłam drzwi do siebie i uniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć twarz naszego gościa. Wielki facet w czarnej skórze, złapał mnie mocno w pasie i pocałował. Objęłam go za szyję, a on podniósł mnie do góry. Oplotłam go nogami w pasie, a on wniósł mnie do środka i zamknął drzwi. Zapomniałam o bożym świecie. 
Złapał mnie za udo i podjechał wyżej do tyłka. Zacisnął palce na moich pośladkach, a ja rozwarłam językiem jego wargi i i zaczęłam pieścić podniebienie. Położył mnie na stole w kuchni i zaczął całować po szyi zjeżdżając w dół, od piersi po pas. "Yghym!" Usłyszałam głośne odchrząknięcie i stłumiony śmiech. Duff podniósł głowę, a ja otworzyłam oczy patrząc w stronę dochodzącego dźwięku. Młody siedział odwrotnie opierając się łokciami o oparcie kanapy. Przyglądał się nam z łobuzerskim uśmiechem i chyba chciał coś powiedzieć, ale sobie podarował i zamknął usta. 
- Jestem Jason.- Duff wziął głęboki wdech i przyjrzał się małemu, ja podniosłam się ze stołu i założyłam kosmyki rozwalonych włosów za uszy. 
- A to właśnie jest ten kolega z Geffen, o którym mówiłam ci wcześniej.- Blondyn podszedł bliżej i podał mu rękę. 
- Duff McKagan. 
- Wiem kim jesteś. Viv ma plakat Gunsów nad łóżkiem.- Posłałam mu piorunujące spojrzenie, a Duff zaśmiał się głośno patrząc na mnie. 
- Ma jeszcze jakieś ciekawe rzeczy?- Spytał ze złowieszczym uśmieszkiem. 
- Jason, wyprowadź psa na spacer.- Powiedziałam groźnym tonem. Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi, i dopiero kiedy te się zatrzasnęły odetchnęłam z ulgą. 
McKagan zaszedł mnie od tyłu i pocałował w szyję. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Zaczęliśmy kiwać się na boki. Na moje policzki wkradł się delikatny uśmiech. Odwróciłam się, objęłam go za szyję i złożyłam kilka pocałunków na jego ciepłych ustach. Objął mnie mocno w tali i podniósł. Oplotłam go nogami w pasie i schowałam twarz w jego włosach jak małe dziecko. Zaciągnęłam się jego zapachem. Zmienił się. Nie czułam whisky, ani papierosów. Jakby nigdy tego nie dotykał. Zaniósł mnie do sypialni,a ja zatrzasnęłam drzwi nogą, zaraz po przekroczeniu progu. Położył mnie delikatnie na łóżku i uklęknął między moimi nogami. Spojrzałam na niego niepewnie, miał jakieś takie dziwne oczy. Lekko zaczerwienione i strasznie duże. Na bank ćpał, ale nie chciałam robić teraz afery. W końcu zorientował się, że staram się wyszukać czegoś podejrzanego w jego twarzy i zmarszczył brwi. 
- Coś nie tak?- Pokręciłam przecząco głową i przyciągnęłam go do siebie. [...]
 












--------------------------------------------------------------------------------
Trochę nie dokończone, ale mam nadzieję, że to przeżyjecie ;p  
Miałam już super pomysł na to co może się stać, ale w ogóle nie podoba mi się sposób w jaki to opisuję, mogłabym potrzymać to jeszcze jakiś czas, ale i tak zbyt długo nic nie dodawałam. 
Właśnie, za to, też chciałam przeprosić. Musiałam dopieścić trochę przyjaciół (przez co rozumiem spędzanie u nich w domu całych dni, a czasem nawet nocy i pustoszenie ich lodówek XD) 




A przy okazji zerknijcie jakie superowe reklamy dostaje XDD
 Screen autentyczny, tylko nie miałam się gdzie pochwalić.




wtorek, 25 grudnia 2012

▼ 5. Kiss me hard before you go.

Nie mogłam na niego dłużej patrzeć po tym co wczoraj widziałam. Kiedy tylko się wstałam z łóżka, wyszłam bez słowa choć miałam tego nie robić. Mimo że było dużo za wcześnie poszłam do pracy. Nie chciałam siedzieć do południa w swoim mieszkaniu i patrzeć na puste ściany. Miałabym za dużo czasu na myślenie...
Na miejscu jak co dnia przywitałam się z Rickiem, w przeciwieństwie do niego, nie chciało mi się gadać.
Był jednym z moich przyjaciół, którym lubiłam się czasem pozwierzać, ale nie mogłam powiedzieć mu o moim nowym problemie z Duffem.
Rick świetnie słuchał, niestety słynął z plotkarstwa, a ja nie mogłam pozwolić, by Duff był na językach całego miasta jako ćpun.
- Uśmiechnij się śliczna!- Spojrzałam na niego spod byka i zmarszczyłam brwi.- Co ty znowu taka niezadowolona, przecież ci się układa.
- Źle spałam.- Burknęłam i poszłam zrobić sobie kawy.
- Nie gadaj, pan McKagan tak cię męczy? - Powiedział, a łobuzerski uśmieszek sam wymalował mu się na twarzy jakby miał mi coś sugerować.
- Daj spokój, on nigdy mnie nie zmęczy.- Powiedziałam z nutką sarkazmu w głosie, wstawiłam wodę i nasypałam kawy do kubka. Wyszłam do głównego pomieszczenia, a Rick zrobił swoją minę "nie chrzań tylko mów prawdę". Nie dałam się w to wciągnąć.
- Skończyłeś zmianę?
- Tak, ale...
- Nie chcesz trochę posiedzieć w domu? - Przerwałam mu co było trochę wredne, ale na prawdę bardzo chciałam skończyć tą rozmowę. Było mi z tym źle i natychmiast miałam ochotę zacząć go przepraszać.
- Nie chcesz mówić to nie mów.- Naburmuszył się i wszedł. Usłyszałam głośny gwizd czajnika. Poszłam na zaplecze,  zalałam kawę wrzątkiem. Wzięłam kubek ze sobą i rozsiadłam się w kiczowatym fotelu. Chwyciłam za jakiś magazyn plotkarski i zaczęłam przeglądać. Oczywiście w kolorowych pisemkach nie mogłam znaleźć niczego dla siebie. Znudzona chwyciłam za którąś z kolei gazetę i przyjrzałam się okładce.
Cholera nie dawałam znaku życia od prawie dwóch miesięcy. Matka mnie zabije. 
Rozejrzałam się za oknem, wstałam i wyszłam na zewnątrz. Pomaszerowałam prosto do budki telefonicznej na drugą stronę ulicy.
Wrzuciłam do automatu trochę drobnych i wybrałam numer. Po kilku sygnałach odezwał się znajomy głos.
- Lizie, co ty do cholery robisz w moim domu?! - Powiedziałam nerwowo. W końcu co moja przyjaciółka mogła tam robić pod moją nieobecność. 
- Pilnuję Jasona... Boże gdzie ty się podziewasz?! Nie ma z tobą żadnego kontaktu, każdy się martwi, a twoja matka wychodzi z siebie.
- Przepraszam, nie miałam czasu.- Powiedziałam cicho.
- Nie pieprz. Gadałam z Dougiem, dużo się u was działo. A to, że masz nowego faceta nie znaczy, że masz się nie odzywać! - Przez chwilę w słuchawce panowała grobowa cisza, aż Liz znów zaczęła nawijać dużo radośniejszym głosikiem. Taka już była. Zmieniała humor w kilka sekund, co udzielało się innym. Czasem potrafiła roześmiać się w najbardziej krytycznej sytuacji.- Ale dobrze, że dzwonisz. Gadaj co to za facet?
- Nie twoja sprawa.
- Przestań! Nie chcesz żeby się starzy dowiedzieli?
- Mniej więcej.- Zaśmiała się do telefonu.
- Mi możesz powiedzieć. Jaki on jest?
- Duży. Prawie dwa metry. Ma na imię Duff.
- To wszystko?! - Krzyknęła piskliwie wyraźnie zawiedziona.
- Na razie tak. Zawołaj Jasona do telefonu.- Znów zrobiło się cicho. Oparłam się o szklaną ścianę czekając na kogoś po drugiej stronie.
- Halo?
- Cześć młody, jak się trzymasz? Słyszałam, że masz niańkę. Nie jesteś na to za duży?
- Jest okej, wiesz jacy są rodzice. Chciałbym żebyś tu była. Oprócz Liz nie ma komu dokuczać. Po za tym kupiliśmy psa, takiego jak zawsze chciałaś. Wabi się Benson i już zdążył zdemolować ci pokój. Zapomniałem zamknąć drzwi...- Zrobił krótką przerwę na wzięcie oddechu i kontynuował podekscytowany.- Doprowadziłbym go dla ciebie do porządku gdybyś wróciła.- Zaśmiałam się.
- Powiedz mi tylko czy moje płyty są na miejscu.
- No...wiesz...Mam je u siebie. Nie mogły się kurzyć.
- Nie zniszcz ich!
- Jeśli chcesz to mogę ci je oddać.
- Niby jak?
- Wiesz, za tydzień mam ferie. Mógłbym wpaść na kilka dni i przy okazji ci je oddać.- Uśmiechnęłam się sama do siebie, przed oczami stanęła mi wizja tego co mogłoby się dziać. Miał już 16 lat, więc mogłabym spokojnie puścić go w miasto. Po za tym, jest moim bratem, nie zginąłby. Wróciłabym na jakiś czas do swojego mieszkania i nie denerwowałabym się tym gdzie szwenda się Duff i co robi kiedy nie patrzę.
- Starzy wiedzą?
- Powiedzieli, że jeśli się zgodzisz to mogę.
- Więc powiedz im, że przyjadę do po ciebie i zabieramy psa.
- Dzięki! Jesteś najlepsza!
- A, i powiedz jeszcze, że ich kocham. Muszę iść.
- Vivien! - Nie dałam mu dokończyć, odłożyłam słuchawkę i wróciłam do salonu.

Wieczorem wróciłam do domu, gdzie Duff czekał już z kolacją. Zamówił spaghetti na wynos w jakiejś knajpie, ale liczy się gest.
Usiedliśmy razem do stołu w grobowej ciszy, ale ktoś musiał w końcu to przerwać.
- Duff?
- Hym...
- Muszę pojechać do Medford na kilka dni.
- Po co?
- Nie długo zaczynają się ferie, a ja obiecałam bratu, że wezmę go do siebie na ten czas.
Wrócę w przyszłym tygodniu, ale do swojego mieszkania.- Uśmiechnęłam się delikatnie, ale on wciąż wyglądał smutno.
- Nie mógłbym cię odwieźć?
- To chyba nie jest dobry pomysł.- skrzywiłam się i zaczęłam uciekać wzrokiem.
- Wstydzisz się mnie.
- Nie,  po prostu nie wiem czy wytrzymasz tam bez dragów. - Duff schował twarz we włosach i zaczął nerwowo miętolić serwetkę.
- Od kiedy wiesz?
- Wczoraj cię widziałam.
- Powiedziałaś komuś? - Spytał przerażony.
- Nie, i nie powiem. Nie chce cię wkopać.
- Nie mam z tym problemu. Mogę spokojnie wytrzymać.- Na mojej twarzy wymalował się grymas. Chciałam go zabrać, ale znając moich starych uprzykrzyliby mu cały pobyt.
Nie przepadali za wyzwolonymi ludźmi, a on jest jednym z nich. Z resztą ojciec nadal wierzy, że do ślubu  będę dziewicą, gdyby się dowiedział zabiłby każdego faceta z którym spałam. Pewnie dla pewności wbił by mnie w pas cnoty.
- Nie chcesz poznawać mojej rodziny uwierz mi. Obiecuję, że ci to wynagrodzę, a co do prochów jeszcze pogadamy.- zrobiłam groźną minę, a on wstał i przyciągnął mnie do siebie promieniejąc.
- Mówiłem ci , że cię kocham?
-  Nie przypomina sobie.- uśmiechnął się delikatnie i mnie pocałował. Postanowiłam, że nie będę robić scen.
Nie przekonałam go do rzucenia dragów do póki sam nie zrozumie, że są złe. Z resztą cały zespół ćpa, lepiej od niego. Prędzej czy później wpakowaliby go w to od nowa.
- Kiedy dokładnie jedziesz?
- Za dwa dni.
- W takim razie pójdziesz jutro ze mną i z chłopakami Rainbow? Poznasz Neila, Lee i Sixxa!
- Nie pieprz. Tych z Mötley Crüe? - McKagan przytaknął głową, a mi zrobiło się ciepło w środku na samą myśl.- Pewnie, że idę!- Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go mocno. Oparł głowę o moją skroń. Zaczął muskać ustami moje ucho mrucząc. Ktoś chyba ma ochotę na seks! Zaśmiałam się w myślach i pocałowałam go wplatając palce w jego wiecznie po kołtunione włosy. Odwzajemniał każdy pocałunek i dotykał mnie w sposób, którego nie znał żaden z jego poprzedników. Zdarłam z niego koszulę, a on bez pierdolenia podciągnął moją spódniczkę i zaczął jeździć dłońmi po moich pośladkach. Zanim się obejrzałam byliśmy przy ścianie korytarza prowadzącego do sypialni. Podniósł mnie za uda, oplotłam go nogami w pasie,  zaczęłam gładzić dłońmi jego szyję i kości policzkowe. Wszedł do sypialni i posadził mnie na komodzie przy czym strącił lampę. Zaśmiałam się głośno przyciągając go do siebie. Nasze usta znów złączyły się w namiętnych pocałunkach. Zdjęłam swoją koszulkę, a on rzucił mnie na łóżko. Czułam się przy nim jak porcelanowa laleczka. Był ogromny i mógł robić ze mną co mu się podoba, a dostrzegałam to dopiero w takich momentach.

[...]

Byliśmy już spóźnieni, ale kogo to obchodziło? Dobra, mnie. W końcu to ja opóźniałam, poznanie jednego z lepszych zespołów Glam Rockowych. Duff miał wywalone, po pierwsze już ich znał, a nawet był z nimi w trasie. Po drugie był gwiazdką i mógł się zawsze i wszędzie spóźniać, a przynajmniej tak twierdził.
Włożyłam białą koszulkę odsłaniającą jedno ramię i spodenki, do tego rozwalone trampki. Pomalowałam usta lekko czerwoną szminką, a McKagan szarpnął mnie za ramię i wyciągnął z domu z tekstem "jesteś już ładna, idziemy pić!". Dzisiaj wzięliśmy czarnego Dodgea Hemi Challengera należącego do Duffa. Co prawda byłam temu przeciwna, bo zdążyłam poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że dziś zaleje się tak, że będziemy wracać taksówką, albo po prostu go rozwali.

Weszliśmy do Rainbow za rączkę jak na parę przystało i poszliśmy na stałe miejsce w kącie. Wszyscy już pili ze striptizerkami na kolanach, ale przecież mi to nie przeszkadza. Uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam, a Duff mnie przedstawił.
- To jest Vivien.
- Cześć chłopaki.- Podałam rękę każdemu z nich, a oni przedstawili się po kolei. "Vince, Nikki i Tommy". Rozejrzałam się dookoła, kogoś mi tutaj brakowało.
- Nie ma z wami Micka?
- Dziś nie miał czasu.- Skrzywił się Vince. wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce obok niego. Spojrzałam w stronę sceny. Jak zawsze zniewalająco piękne dziewczyny wywijały się przy rurach. Tradycyjnie musiałam się zagapić jak reszta facetów.
Po kilkunastu minutach wgapiania się szturchnęłam Duffa i poprosiłam by mnie przepuścił. Wyszłam i oparłam się o stolik szczerząc się do Vincea.
- Chcecie coś do picia?
- Coś mocnego!- Krzyknął Vince, a Duff przyciągnął mnie za rękę i uśmiechnął się delikatnie.
- Poproszę Jacka skarbie.- Puściłam mu powietrznego całusa i poszłam w stronę baru.
Zostałam zignorowana przez barmankę i musiałam poczekać, aż wróci barman. Na szczęście on wiedział jak się mną zająć. Wzięłam kilka butelek Danielsa i wróciłam do stołu. Postawiłam je na środku i zagarnęłam jedną dla siebie. Wlazłam na brzeg kanapy i przekroczyłam Duffa stając na moim poprzednim miejscu, między nim, a Neilem. Usiadłam, otworzyłam butelkę i wzięłam kilka łyków słuchając komentarzy na temat mojego tyłka. Podsunęłam butelkę McKaganowi, w końcu sama nie dałabym rady tego wszystkiego wypić.
Chyba pierwszy raz tak dobrze się z nimi bawiłam. Do tej pory w towarzystwie Duff prawie się do mnie nie odzywał, a jak już to na osobności, tym razem nie puszczał mnie ani na chwilę. Zajmował mój język czymś zupełnie innym niż rozmowa, a kiedy dawał mi odetchnąć gadałam z Vincem i Tommym.
Okazało się, że plotki krążące o nich po mieście to stek bzdur. Żaden nie gapił mi się w cycki, mogliśmy spokojnie pogadać, na każdy temat, a Nikki nawet pochwalił się nową dziewczyną. Stwierdził, że bardzo ją kocha i odesłał striptizerkę grzejącą miejsce na jego kolanach ze stówą w staniku. Zastanawiałam się czy Duff też odwala takie numery kiedy nie ma mnie przy nim, z drugiej strony nie będę suszyła mu głowy dopóki  go nie przyłapię.
- Vivi, nie chciałabyś zagrać w naszym teledysku?- Spytał ni stąd ni zowąd Vince.
 - Do jakiego kawałka? 
 - Home sweet home. Masz idealną urodę.- Uśmiechnął się szeroko i pogłaskał mnie po kolanie. 
 - Nie chciałaby.- burknął Duff, ale zaraz dostał kuksańca w bok.
 - Chciał powiedzieć z przyjemnością! - wyszczerzyłam białe ząbki i napiłam się jeszcze daniesla. 
 - Na razie to nic wielkiego, ale jak dobrze ci pójdzie to zagrasz w jeszcze jakimś. Właśnie piszemy kawałki na nowy album i świetnie nadawałabyś się do Girls Girls Girls. 
 - Cudownie! - wtuliłam się w mojego Kagańca z szerokim uśmiechem na mordce. 
 - Jak znam Neila, wszystko będzie ociekało seksem!- naburmuszył się Duff, a ja zaśmiałam się złośliwie.
 - Twoje dziewczyny zawsze grają w teledyskach! 
 - Mojego zespołu! 
 - Więc ja będę wyjątkowa. - Znów się zaśmiałam i pocałowałam blond zazdrośnika. 
 - Daj mi znać gdzie i kiedy mam być.- Puściłam chłopakowi z Motley perskie oczko i wróciłam do wymiany śliny z Kagańcem. 



Otwarłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą twarz McKagana. Jak nic to najpiękniejszy widok na świecie! Pogłaskał mnie po policzku, a ja przysunęłam się do niego.
- Nie jedź.
- To tylko kilka dni.
- Sam się nie zadowolę.- Zrobił smutną minkę, a ja przygryzłam nerwowo wargę wyobrażając go sobie z jakąś inną laską. Przegoniłam te myśli, objęłam go wokół szyi i pocałowałam delikatnie.
- Jak wrócę, nie wypuszczę cię z łóżka.
- A twój brat? - Zapytał mrucząc przy tym.
- To duży chłopiec, jakoś sobie poradzi.- Zaśmiałam się cicho i znów go pocałowałam. Poleżeliśmy tak kilka  minut, aż zepsułam chwilę narzekaniem "że muszę iść, bo będą korki" i takimi tam. Duff poszedł do kuchni robić śniadanie, a ja się pakować. Wzięłam trochę ubrań i najpotrzebniejsze rzeczy. Przebrałam się w kwiecistą sukienkę, żeby rodzice nadal mogli oglądać lepszą wersję mnie.
Wzięłam torbę i przeniosłam się do blondynka. Położyłam rzeczy pod stołem i usiadłam na blacie.
Duff stanął między moimi nogami i wpił się w moje usta. Objęłam go za szyję i poczułam jak palce jednej ręki wplata w moje włosy, a drugą buszuje pod spódnicą. Zaśmiałam się przez pocałunek, zjechałam dłońmi do jego pasa i zaczęłam dobierać się do rozporka. 
- Korki tak?- Spytał ironicznie.
- Jebać to! - Wpiłam się w jego usta z większą namiętnością rozpinając rozporek. Na szczęście nie miał nic pod spodem. Opuściłam spodnie po czym zacisnęłam dłonie na jego pośladkach. Uśmiechnął się łobuzersko i położył mnie na stole. Podciągnął moją sukienkę do góry i zdjął białe stringi z koronki. [....trolling, więcej nie piszę xD...]






nowe postacie ----------->